Czwarty dzień, środa 30 stycznia
Zacznijmy od widoku przez okno o 6.30. W nocy spadło dużo śniegu, co ożywiło naszą nadzieję na prawdziwą zimę. Prawdziwą, czyli z zaspami na metr, z choinkami przykrytymi jak kołdrą, z mrozem i słońcem. Niestety, w ciągu dnia temperatura przekroczyła 0 i nasza nadzieja zaczęła topić się wraz ze śniegiem. Kiczera broni się przed ociepleniem i jeżdżąc dzisiaj w bardzo dobrych warunkach, nie odczuliśmy jeszcze odwilży. Trzeci dzień na nartach przyniósł kolejne sukcesy szkoleniowe. Grupa pisklaków jeździ już sprawnie i w całości awansowała z "babyliftu" na pierwszy orczyk. Grupa deskarzy zbudowała skocznię i z sukcesami wykonuje "180". Natomiast grupa narciarska starsza zaczyna być powoli męczona teorią wplataną w ćwiczenia. Dzisiaj czasowo zaginął tylko jeden but narciarski i chyba na stałe kijki, które ktoś "pożyczył" sobie ze stojaka. Poza tym, zgodnie z przewidywaniami, wszystko idzie coraz sprawniej.
Trochę za szybko pojawiły się problemy związane z adaptacją w grupie. Trzy duszyczki cierpią czując się obco i nieakceptowane przez resztę. Takie zjawiska, na szczęście, często okazują się tylko etapem w drodze do zasymilowania się z grupą. Próbujemy pomóc na ile się da, poprzez gry integracyjne, stałe uaktywnianie - bez czasu na nostalgię i tłumaczenie na wszystkie, zrozumiałe dla dzieci sposoby, Najmniejszy zaś wpływ mamy na sterowanie sympatiami, czy preferencjami towarzyskimi w grupie. Walczymy, na ile się da, z każdym przejawem złych relacji wewnątrz naszej rodzinki, ale część tych zjawisk jest obiektywna i nie podlega wpływom. Zgodnie z zaobserwowaną regułą, problemy powinny niedługo ustąpić i oddać pola wieczornym tęsknotom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz