Zawsze ten dzień jest próbą dla wszystkich uczestników obozu, łącznie z opiekunami. Wszystko jest po raz pierwszy i idzie z dużym oporem. Zapinanie sztywnych butów, rozpoznanie swoich nart, niezgubienie czapki albo rękawiczki pomnożone razy 21. Podzieliliśmy się na trzy grupy: pierwszą - snowboardową, zajęła się Kasia, drugą - początkującą - Bartek i trzecią znaną nam z poprzednich lat - Erwin. Gdyby nie praktyka Bartka, który przez wiele lat prowadził własną szkółkę narciarską, zostałby zadziobany żywcem przez dziewięcioro "kurczaków" przewracających się na zmianę, gubiących narty, chcących do łazienki, wypadających po drodze z wyciągu i domagających się przejścia do zaawansowanej grupy. Prawdopodobnie, jak zwykle, wszystko uspokoi się czwartego dnia, dzieci będą bardziej samodzielne i problemy zaczną ograniczać się do normalnego poziomu.
Trochę niepokoimy się prognozą pogody, która straszy odwilżą. Może na Kiczerze nie będzie aż tak ciepło żeby pokrzyżować nasze plany. Teraz sypie śnieg i zanosi się na ładny, niezbyt mroźny dzień.
Ciekawa jestem, w której są Zające
OdpowiedzUsuńMama Zając