wtorek, 29 stycznia 2013

Trzeci dzień, wtorek 29 stycznia

Obozy organizujemy od prawie dwudziestu lat. Bieżący, zimowy jest już siedemnastym obozem narciarskim. Pomnożone przez liczbę turnusów, a to przez wszystkie dzieci, które się przewinęły, daje jakąś czterocyfrową liczbę drobnych doświadczeń zbieranych przez te wszystkie lata. I nagle okazuje się, że coś nas zaskoczyło! Ten turnus ma najniższą średnią wieku z wszystkich dotychczasowych!  Najmłodsze dziecięcie ma 7 lat, trochę większych jest pół domu, a piątoklasiści to rada starców. Nasze dotychczasowe doświadczenie i rutyna zostały poddane ciężkiej próbie. Na to nakładają się ogólne komplikacje związane z zimą. Pozostała wiara i modlitwa.
Po katastroficznym wprowadzeniu, pragnę uspokoić, że dzisiaj wszystko poszło sprawniej niż wczoraj. Zmalała liczba zapodzianych czapek i rękawiczek i wzrosła liczba samodzielnych narciarzyków. Grupa pisklaków zaczyna w pełni samodzielnie poruszać się na nartach i po wczorajszych refleksjach Bartka na temat swojego wieku i odporności, dzisiaj już się trochę otrząsnął. Jedynym minusem dnia, był silny wiatr dokuczający na szczycie Kiczery. Po południu zaczął podać śnieg i nic nie wskazuje na zapowiadane załamanie zimy.
Przypuszczam, że większość rodziców naszych podopiecznych,, jeździ na nartach i ma swoje doświadczenia w tym temacie. Jako ludzie mocno związani z narciarstwem, traktujemy je nie tylko jako weekendową rozrywkę a zdecydowanie, jako poważne zajęcie (również na niwie ratownictwa górskiego). Z tego stanowiska wychodząc, uczymy nasze dzieci pełni narciarstwa. Nie ma to nic wspólnego z dwugodzinną nauką skrętu na krawędzi - niemetodycznego i niebezpiecznego a tak chętnie nauczanego przez rzesze instruktorów. Ten skręt ma jedną zaletę na początku nauki. Przynosi szybki efekt pozornych umiejętności. Oderwany od prawidłowej ścieżki nauczania, jest ślepą uliczką, z której bardzo trudno się wycofać. Ucząc dzieci, staramy się metodycznie wprowadzać je w narciarstwo, drobnymi krokami i nie oczekując natychmiastowych sukcesów. To dłuższa droga, ale gwarantująca prawidłowy rozwój. Dzieci, które przyjeżdżały do nas kilkakrotnie, osiągały wysoki poziom narciarski, nawet przy braku zdolności. Za największy sukces przyznaję sobie niezniechęcenie do nart kogokolwiek i zachęcenie nastawionych sceptycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz