Grali i śpiewali, cały wolny czas poświęcali i ćwiczyli , i ćwiczyli.... A dziś jak usiadłam z nimi , żeby nagranej dziś płyty posłuchać , to..."zdechłam". Nie chcę " słodzić", bo mi nikt nie uwierzy, ale naprawdę mamy zdolne dzieci i młodzież!!! Postuluję włączenie lekcji śpiewu w szkołach jako obowiązkowy przedmiot.
Zdecydowanie mamy turnus zdolny, wychowany, grzeczny, aż chce się pracować.
Niech te magiczne chwile trwają i mam nadzieję, że nasi uczestnicy zapamiętają pobyt u nas, jak coś co wraca we wspomnieniach, dobrych wspomnieniach.
Na zajęciach w gabinecie, tez jest świetnie i mamy nasze małe sukcesy. ZG
czwartek, 31 lipca 2014
środa, 30 lipca 2014
30.07.2014
Wciąż pozostajemy w klimacie aktywnej pracy i tak od poniedziałku każdą wolną chwilę poświęcamy na próby do studia nagrań, które już jutro. Właśnie przed momentem ostatnie osoby zakończyły swoją generalną. Efekty są zadowalające i tak mamy nadzieję na świetną pamiątkę z tego obozu. Dziś nasze maluchy z Kasią, panem Erwinem i Kamilem miały okazję żeby odwiedzić nasz Zamek Odrzykoński. Chcemy żeby także młodsza grupa miała okazję zobaczyć tak wyjątkowe miejsce, a niekoniecznie mogłaby dać radę ze starszakami, którzy idą tam pieszo w najbliższą sobotę. Również dziś rozpoczął się plan filmowy naszej produkcji, której efekty już wkrótce...
Opuściła nas dzisiaj Kasia i mała Natalka, które na 3 turnusie były tylko przez tydzień. Dziękujemy za Waszą obecność i miejmy nadzieję... do szybkiego zobaczenia! :)
Opuściła nas dzisiaj Kasia i mała Natalka, które na 3 turnusie były tylko przez tydzień. Dziękujemy za Waszą obecność i miejmy nadzieję... do szybkiego zobaczenia! :)
niedziela, 27 lipca 2014
przemyślenia z weekendu
W naszym planie od wczoraj brak czasu na jakąkolwiek przerwę, stąd też spóźniony wpis. Po 4-godzinnych warsztatach aktorskich z grupą starszą, powstał pomysł na film. Krótkometrażowy, przedstawiający historię Odrzykonia jakiego nie znacie. Nic więcej nie chcę zdradzić żeby nie zapeszyć. Upały, które nam towarzyszą pozwalają na korzystanie z długo nieczynnego basenu, co też spotyka się z wielką radością ze strony maluchów jak i tych starszych. Sportu także nam nie brakuje! Sumiennie odrabiamy lekcje z gry w siatkówkę, piłkę nożną, a nawet wspinaczki. Prób do studia nagrań coraz więcej, a płyta zapowiada się naprawdę zjawiskowo. Obym nie zapeszył... Mam wrażenie, że dzieci, które do nas przyjeżdżają są wszechstronnie uzdolnione. Nie brakuje zapału do zajęć artystycznych, sportowych, a przede wszystkim rehabilitacyjnych. Dziś na moment spadł deszcz, który zagonił nas na świetlicę, gdzie oglądaliśmy film - rzekłbym nową tradycję turnusów letnich - "Frozen" Nie ma wśród nas osoby, która nie znałaby i nie nuciłaby piosenki "Mam tę moc..." czy "Ulepimy dziś bałwana, no chodź zrobimy to..." Teraz cały turnus bawi się w klimacie piżama party, a taniec belgijski tańczony jest po raz 7 ;)
Tyle mamy energii!
Tyle mamy energii!
piątek, 25 lipca 2014
Piątek, 27 lipca
Pogoda znów płata nam figle, ale z wielką odwagą wychodzimy jej naprzeciw i się nie poddajemy. Poranna dawka zajęć tanecznych zaraziła nas pozytywną energią do działania przez cały dzień i tak w oparciu o szalony pomysł realizacji sesji nagraniowej w najbliższy czwartek mamy już (!!!) kompletną listę materiału, nad którym będziemy ciężko pracować. Popołudniowa rehabilitacja i spacer do gabinetu to również jedna z chętnie wybieranych form ruchu przez grupę starszą - już planują wielkie wyprawy, długie spacery i biwaki. Wieczór sprawił wiele radości Justynce, która obchodziła swoje urodziny. Prezenty, świetna zabawa, nieznikające uśmiechy na twarzy i głośne 100 lat - tego nie zabrakło!
Przed wieczorną toaletą zagraliśmy pierwszy mecz towarzyski, a maluchy postanowiły wykorzystać wszystkie możliwe pomysły na zabawy, które siedziały w głowie pana Kamila. Teraz już wszyscy śpią, a w galerii zdjęć Możecie obejrzeć efekty całego dzisiejszego dnia!
Przed wieczorną toaletą zagraliśmy pierwszy mecz towarzyski, a maluchy postanowiły wykorzystać wszystkie możliwe pomysły na zabawy, które siedziały w głowie pana Kamila. Teraz już wszyscy śpią, a w galerii zdjęć Możecie obejrzeć efekty całego dzisiejszego dnia!
środa, 23 lipca 2014
Nie do wiary! Już III turnus!
Szczęśliwie dojechał III turnus
Niestety, przywiózł trochę deszczu..
Wiek uczestników jest bardzo rozpięty . Od 6 do 18 tu lat. Taka wielodzietna rodzinka.
Starsi wiedzą po co tu przyjechali (rehabilitacja), a młodsi jeszcze nie za bardzo.
Jutro po badaniu będzie wszystko jasne. Dzieci są diagnozowane pod względem ortopedycznym i przez cały turnus uczestniczą w zajęciach gimnastycznych dostosowanych do potrzeb.
Teraz już trwa cisza nocna .
Dobranoc. ZG
Niestety, przywiózł trochę deszczu..
Wiek uczestników jest bardzo rozpięty . Od 6 do 18 tu lat. Taka wielodzietna rodzinka.
Starsi wiedzą po co tu przyjechali (rehabilitacja), a młodsi jeszcze nie za bardzo.
Jutro po badaniu będzie wszystko jasne. Dzieci są diagnozowane pod względem ortopedycznym i przez cały turnus uczestniczą w zajęciach gimnastycznych dostosowanych do potrzeb.
Teraz już trwa cisza nocna .
Dobranoc. ZG
Dzisiejszy dzień pełen emocji i wrażeń właśnie dobiegł końca. To już ostatnie chwile II turnusu.
Było cudownie, energicznie, pomysłowo, a przede wszystkim zabawnie. Uśmiechy nikomu nie znikały z twarzy. Wspólnie nauczyliśmy się wielu rzeczy, wyprostowaliśmy się, a przede wszystkim zachowaliśmy piękne wspomnienia. Na pożegnaniu nie zabrakło serdecznych uścisków, a każde dziecko na pamiątkę otrzymało dyplom za wybitne dokonania. Konkurs czystości w pokoju wygrały: Kasia, Zosia, Patrycja i Magda. Czas gonił nieubłaganie, ale plan za to został zrealizowany w 110%
Do zobaczenia w przyszłym roku!
Film dla I turnusu dostępny pod adresem FILM I TURNUSU, KLIKNIJ I ZOBACZ!
Było cudownie, energicznie, pomysłowo, a przede wszystkim zabawnie. Uśmiechy nikomu nie znikały z twarzy. Wspólnie nauczyliśmy się wielu rzeczy, wyprostowaliśmy się, a przede wszystkim zachowaliśmy piękne wspomnienia. Na pożegnaniu nie zabrakło serdecznych uścisków, a każde dziecko na pamiątkę otrzymało dyplom za wybitne dokonania. Konkurs czystości w pokoju wygrały: Kasia, Zosia, Patrycja i Magda. Czas gonił nieubłaganie, ale plan za to został zrealizowany w 110%
Do zobaczenia w przyszłym roku!
Film dla I turnusu dostępny pod adresem FILM I TURNUSU, KLIKNIJ I ZOBACZ!
wtorek, 22 lipca 2014
Poniedziałek 21 lipca
Przyznaję, że blog trochę ostatnio "podupadł". Zainteresowanym powiem, że jego aktywność bywa odwrotnie proporcjonalna do tego co się dzieje na żywo. Ostatnie dni dają na to dowód. Wydawało nam się, że mniej liczny turnus (drugi zazwyczaj jest mniej liczny) da nam możliwość "odbicia" się przed kolejnymi i uda nam się zaoszczędzić trochę energii na później. Liczebność nie jest niestety wskaźnikiem, na którym należy opierać tego typu szacunki. Grupa, która u nas gości, to wulkan przed erupcją, który dymi i cały czas mu się "ulewa". Przy tym wszystkim bardzo dobrze się z nimi pracuje, bawi, dogaduje. Na początku mieliśmy kilka trudnych godzin, kiedy długie rozmowy były sposobem na dojście do porozumienia. Ale to było "dawno i nieprawda". A teraz na dwa półtorej doby przed końcem, zaczynamy żałować, że za chwilę wyjadą. Dobre porozumienie z dziećmi zawsze owocuje większą atrakcyjnością pobytu. To proste zjawisko - im więcej czasu potrzebujemy na sprawy podstawowe, tym mniej jest go na dodatkowe pomysły. Dzisiejszy wieczór był dowodem na tę zależność. Kiedy wszyscy szykowali się już do ciszy nocnej, nastąpiła niespodzianka - impreza na basenie. Nocna, wodna dyskoteka w nastrojowym świetle, wśród grających świerszczy, w letnią ciepłą noc. Spróbujemy zamieścić film , który powie więcej niż słowny opis. Brakowało nam tylko Ali, która wczoraj wróciła do domu na skutek drobnego rozstroju zdrowia, wymagającego diagnozy w Warszawie. Alu! obejrzyj fim, któy pojawi się jutro. A wcześniej, w ciągu dnia byliśmy w Krośnie, w studiu nagrań. Efekty do podziwiania na płycie, którą dostanie każdy uczestnik. Jutro czeka nas następny pracowity dzień. A zatem kończę i do jutra!
niedziela, 20 lipca 2014
Niedziela 20 lipca 2014
Mieliśmy dziś odwiedziny rodziców. Lubimy odwiedziny. Rodzice mogą przez chwilę poczuć klimat Wakacji w Piekle. Wczoraj zajęcia w gabinecie były prowadzone tylko przez pana Łukasza, bo ja jestem uczestnikiem kursu, na który zostałam zakwalifikowana ze środków unijnych. Dzisiejsza wspinaczka na ściance przeplatana była schładzaniem się w basenie.Jutro wycieczka do Krosna i studio nagrań. ZG
piątek, 18 lipca 2014
Piątek 18 lipca 2014
Już piątek! Dziś oprócz zajęć planowych (tańce i rehabilitacja), była okazja do wspinania się na naszej ściance wspinaczkowej. A ponadto, cały czas ćwiczymy śpiewanie. W poniedziałek jest wyjazd do Krosna połączony z nagraniami w profesjonalnym studiu. O! dużo ci u nas artystów! Cieszę się , że jest młodzież, która nie tylko konsumuje muzykę, ale potrafi ją sobie stworzyć.
Mieliśmy wyjazd na rtg do szpitala, bo" wyścigi" chłopców na schodach( zabronione regulaminem!), zakończyły się upadkiem.
Na USG sprawdziłam - nie było złamania, ale lepiej potwierdzić to na rtg. A w szpitalu, zgodnie z kontraktem NFZ, w takich przypadkach należy się łuska gipsowa...na 10 dni...I zdrowe dziecko wychodzi przestraszone, z ręką w gipsie. NFZ zapłaci za gips- taki kontrakt. Po konsultacji , mama wyraziła zgodę i zamiast łuski zrobiłam aplikację kinesiotapingu. Rączka jest stabilna ale ruchoma, tylko, że taka metoda nie jest znana w NFZ.
Pogoda świetna, do późna była gra na boisku- noc nas przygnała.
ZG
Mieliśmy wyjazd na rtg do szpitala, bo" wyścigi" chłopców na schodach( zabronione regulaminem!), zakończyły się upadkiem.
Na USG sprawdziłam - nie było złamania, ale lepiej potwierdzić to na rtg. A w szpitalu, zgodnie z kontraktem NFZ, w takich przypadkach należy się łuska gipsowa...na 10 dni...I zdrowe dziecko wychodzi przestraszone, z ręką w gipsie. NFZ zapłaci za gips- taki kontrakt. Po konsultacji , mama wyraziła zgodę i zamiast łuski zrobiłam aplikację kinesiotapingu. Rączka jest stabilna ale ruchoma, tylko, że taka metoda nie jest znana w NFZ.
Pogoda świetna, do późna była gra na boisku- noc nas przygnała.
ZG
czwartek, 17 lipca 2014
Środa 16 lipca 2014
Czas tak biegnie , że z nami wygrywa. Zajęcia i ćwiczenia wypełniają dzień. Wieczorem nikt nie ma siły pisać bloga. Na szczęście dzieci codziennie składają rodzicom dokładne relacje. Więc wiadomo, że nic się nie stało. Zmienili nam ustawienie anteny internetowej. Miało być lepiej a jest gorzej. Teraz nie tylko w czasie deszczu nie ma internety, ale ciągle nie ma internetu. Zamówiłam coś co ma działać z t-mobile, ale bez gwarancji na tym terenie...
wtorek, 15 lipca 2014
Poniedziałek 14 lipca 2014
Prawie rocznica bitwy pod Grunwaldem. I u nas też była prawie bitwa pod Grunwaldem. Wyjątkowo ta grupa jest chętna do aktywności na jakiej nam zależy. Piesze wycieczki , będące zazwyczaj zmorą, przyjmują z radością i chętnie w nich uczestniczą. Niestety, dzisiejsze wyjście do cerkwi w Węglówce, miało nieciekawy finał. Pies pogryzł Panią Paulinę, opiekunkę grupy, gdy poszła zapytać o drogę do przygodnego gospodarstwa. Skończyło się szyciem ran w szpitalu. Biedna Paulina zdobyła przykre doświadczenie życiowe.
Weszliśmy w rytm dyktowany planami, które chcemy zrealizować. Dla niektórych, będą to przede wszystkim ćwiczenia, przeplatane różnymi zajęciami, a dla innych zajęcia z dodatkiem gimnastyki.
Pomimo rozpiętości wieku, nie mamy kłopotów z integracją. Drobne, indywidualne problemy, które się pojawiły, mamy nadzieję, że udało się opanować.
Pogoda jest akurat, ani za ciepło ani za zimno. Takie prawdziwe lato.ZG
Weszliśmy w rytm dyktowany planami, które chcemy zrealizować. Dla niektórych, będą to przede wszystkim ćwiczenia, przeplatane różnymi zajęciami, a dla innych zajęcia z dodatkiem gimnastyki.
Pomimo rozpiętości wieku, nie mamy kłopotów z integracją. Drobne, indywidualne problemy, które się pojawiły, mamy nadzieję, że udało się opanować.
Pogoda jest akurat, ani za ciepło ani za zimno. Takie prawdziwe lato.ZG
poniedziałek, 14 lipca 2014
Niedziela 13 lipca 2014.
Po pracowitym piątku i sobocie nastąpiła leniwa niedziela.
Było wyjście do kościoła i zwiedzanie Muzeum Wsi w Odrzykoniu. Imponujące, że we wsi jest muzeum, prawda? Jak tu pierwszy raz zawitałam, wiedziałam, że jest to wieś wyjątkowa. Ma też własną orkiestrę dętą! Ostatnio były obchody jej stulecia. No i są ruiny zamku z czasów bardzo odległych. Ech, fajna wieś.
Pozostały czas zajęły nam zabawy integracyjne na boisku , w wodzie, na świetlicy. Odbył się turniej ping-ponga. A wieczorem oczywiście oglądano mecz.
Atmosfera między uczestnikami świetna.
Pogoda też.
ZG.
Było wyjście do kościoła i zwiedzanie Muzeum Wsi w Odrzykoniu. Imponujące, że we wsi jest muzeum, prawda? Jak tu pierwszy raz zawitałam, wiedziałam, że jest to wieś wyjątkowa. Ma też własną orkiestrę dętą! Ostatnio były obchody jej stulecia. No i są ruiny zamku z czasów bardzo odległych. Ech, fajna wieś.
Pozostały czas zajęły nam zabawy integracyjne na boisku , w wodzie, na świetlicy. Odbył się turniej ping-ponga. A wieczorem oczywiście oglądano mecz.
Atmosfera między uczestnikami świetna.
Pogoda też.
ZG.
piątek, 11 lipca 2014
Jest już II turnus.
Wczoraj nastąpiła zmiana turnusu. Mamy nową grupę, nowe wyzwania. Ze względu na padający deszcz, mamy problemy z internetem i nie da rady załadować zdjęć. Ale zrobimy to jak tylko przestanie padać. Właściwie to z zasięgiem, nawet telefonicznym jest problem, więc na tym odludziu mamy internet bardzo kiepski. A może i dobrze?
Realizujemy program, młodzież się własnie integruje.
Jutro zwykły rozkład zajęć z indywidualną terapią i diagnostyką cranio-sacralną, tańcami.
I modlimy się o słońce.
ZG
Realizujemy program, młodzież się własnie integruje.
Jutro zwykły rozkład zajęć z indywidualną terapią i diagnostyką cranio-sacralną, tańcami.
I modlimy się o słońce.
ZG
czwartek, 10 lipca 2014
Już środa 9 VII 2014
Dziś był bardzo pracowity dzień. Trzeba było wszystko zakończyć. Ostatnia rehabilitacja i końcowe zdjęcia postawy. Efekty pracy naprawdę imponujące. Dzieci chcą być proste i należy im tylko to umożliwić.
Oskar skończył montować film nakręcony w fantastycznym tempie i z pomysłem i z humorem przedstawiający regulamin pobytu w Piekle. Będzie, po małych poprawkach dostępny na naszym kanale ://www.youtube.com/user/wakacjewpiekle?feature=watch . Płyty z piosenkami nagranymi wczoraj w studiu zostały przegrane dla wszystkich i rozdane dzieciom. Są do odtworzenia w komputerze. Zwiedzanie Krosna, jak zwykle, było przy okazji wizyty w studiu nagrań.
Własnie skończyliśmy oglądać wspólnie zdjęcia z całego turnusu. To już taka tradycja. Świetne komentarze, szczególnie Oskara, doprowadzały do łez dzieci i całą kadrę, z czego ja śmiałam się jak zwykle najbardziej.
Co tu dużo gadać- dzieci są fantastyczne. Te, co się zaszczepią w Piekle, są już nasze.
ZG
poniedziałek, 7 lipca 2014
Dzisiejszy dzień przysporzył nam sporo emocji. Po gwieździstej nocy w namiotach, porannych rozmowach o księżycu i drodze mlecznej przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Sam czasem lubię oderwać się choć na moment patrząc w ten cudny obraz, który został namalowany dookoła, bo to pokazuje mi jakie wartości skrywa to piękne (nie)mroczne Piekło i co każdemu z obozowiczów może dać - a jest w stanie, najwięcej ile tylko dusza zapragnie. To jak wyciskany owoc, który w 100% zawiera całe swoje bogactwo witamin. Wybór należy do człowieka czy wybiera oryginalny produkt, czy tylko jego marną podróbkę. po upalnym weekendzie nasza grupa powróciła do stałej rutyny zajęć rehabilitacyjnych, tanecznych i integracyjnych. To już finisz, meta blisko - miejsc na podium wystarczy dla każdego śmiałka, który zrealizował założenia przyjęte na samym początku. Drobna kontuzja jednego z uczestników, która odebrała nam spokój na kilka chwil, po wizycie w szpitalu i konsultacji okazała się być w zasadzie nie tak groźną. Na dzisiejszych zajęciach plastycznych odwiedziła nas Donka, która wykonała z dziećmi konie z filcu, a wolne chwile zajmował nam plan filmowy - nasze kolejne wyzwanie. Dodatkowo po godzinach, często tuż przed ciszą nocną - kolejne, intensywne próby przed jutrzejszym studiem. Tak sporą dawkę emocji serwuje nam właśnie wyjazd do Krosna. Dziś wyjechała Zuzia, która była u nas pierwszy raz, ale już zapowiedziała swój powrót w następne wakacje. Kończę opowieść, bo kontrabas już gra...
Niedziela 6 lipca 2014.
Co tu dużo pisać? Piękna pogoda, wakacyjny luz, schładzanie się w basenie, jazda przez dolinę na tyrolce.
Super zintegrowana grupa.
Bardzo wdzięczne "maluchy". Rodzinna atmosfera. W każdym zakątku domu słychać śpiewy i instrumenty, bo we wtorek nagrywamy. Wszyscy zdrowi ( dzięki Bogu) i aby tak dalej.
ZG
Co tu dużo pisać? Piękna pogoda, wakacyjny luz, schładzanie się w basenie, jazda przez dolinę na tyrolce.
Super zintegrowana grupa.
Bardzo wdzięczne "maluchy". Rodzinna atmosfera. W każdym zakątku domu słychać śpiewy i instrumenty, bo we wtorek nagrywamy. Wszyscy zdrowi ( dzięki Bogu) i aby tak dalej.
ZG
niedziela, 6 lipca 2014
Sobota 5 lipca.
Sobota 5 lipca
Jak to się stało, że połowa obozu już za nami? Film się urwał? Marsjanie nas porwali i wyczyścili pamięć? To jednak chyba tylko gonitwa zajęć, obowiązków i następujących błyskawicznie wydarzeń. Jak zwykle zabraknie tygodnia na zrealizowanie planów, chociaż nie marnujemy ani minuty.
W piątek wyjechał Mateusz, który rozpoczął wakacje kilka dni wcześniej i "zaatakował" swój kręgosłup intensywnymi ćwiczeniami w Odrzykoniu. Wyjechał podratowany, z satysfakcją dobrze wykonanego zadania i wyraźną poprawą.
Nareszcie poczuliśmy wakacje dzięki trochę lepszej pogodzie, która nareszcie zlitowała się nad nami. To nie są jeszcze lipcowe upały, ale temperatura przekroczyła 25 stopni i pozwala na korzystanie z basenu, spanie w namiotach, opalanie się na kocu. Jutro, pomimo niedzieli, z założenia będącej dniem odpoczynku, zaplanowaliśmy tyrolkę i intensywne przygotowania do wizyty w studiu nagrań. To będzie ciekawy dzień.
Jak to się stało, że połowa obozu już za nami? Film się urwał? Marsjanie nas porwali i wyczyścili pamięć? To jednak chyba tylko gonitwa zajęć, obowiązków i następujących błyskawicznie wydarzeń. Jak zwykle zabraknie tygodnia na zrealizowanie planów, chociaż nie marnujemy ani minuty.
W piątek wyjechał Mateusz, który rozpoczął wakacje kilka dni wcześniej i "zaatakował" swój kręgosłup intensywnymi ćwiczeniami w Odrzykoniu. Wyjechał podratowany, z satysfakcją dobrze wykonanego zadania i wyraźną poprawą.
Nareszcie poczuliśmy wakacje dzięki trochę lepszej pogodzie, która nareszcie zlitowała się nad nami. To nie są jeszcze lipcowe upały, ale temperatura przekroczyła 25 stopni i pozwala na korzystanie z basenu, spanie w namiotach, opalanie się na kocu. Jutro, pomimo niedzieli, z założenia będącej dniem odpoczynku, zaplanowaliśmy tyrolkę i intensywne przygotowania do wizyty w studiu nagrań. To będzie ciekawy dzień.
czwartek, 3 lipca 2014
Środa 2 lipca
Cofnę się do wtorku. Piesza wycieczka ruszyła do lasu jak tylko przestało padać. Celem, jak wspominałem, była Węglówka z jej atrakcjami. Ostatecznie grupa dotarła do kopalni ropy, gdzie udało się nakłonić dyżurującego pracownika do wytłumaczenia dzieciom, skąd się ropa bierze, dokąd i którędy płynie i do czego służy. Żywa lekcja chemii, geologii, ekonomii i być może czegoś jeszcze. Zabrakło czasu a może też trochę sił na dojście do cerkwi. Jedynym minusem wyprawy były zabłocone buty, które Kamil wieczorem mozolnie czyścił.
Wizyta w kopalni przywołała mi wspomnienia sprzed prawie dwudziestu lat, kiedy jako świeży mieszkaniec tych stron postanowiłem zdobyć trochę ropy do celów gospodarczych. Sąsiad, pracujący wówczas na kopalni zaplanował całą akcję, w której ważnymi elementami był mój terenowy gazik, metalowa beczka i pół litra. Ponieważ blog przeznaczony jest również dla dzieci, nie będę opisywał szczegółów. Ważne, że wracałem do domu gazikiem przez las, mając więcej ropy na sobie niż w beczce. Po jednorazowym incydencie tę formę "zakupów" zarzuciłem. A ropę z kopalni kupujemy i używamy do konserwacji konstrukcji drewnianych, których w naszym gospodarstwie nie brak. Najtańszy, bardzo skuteczny i efektowny sposób zabezpieczania drewna.
Deszcz nie ustaje. Względnie suchy dzień zakończył się ciężką ulewą i tak ma być do jutra, a później zapowiadane upały. Chcielibyśmy w końcu poczuć atmosferę wakacji.
Zaczęliśmy przymiarki do studia, czyli do nagrania własnej płyty. Od ubiegłego roku nie korzystamy z gotowych podkładów typu "karaoke" tylko sami robimy muzykę wykorzystując fortepian, gitarę, kontrabas i gościnnie skrzypce. Planowany repertuar zapowiada się atrakcyjnie i powinna powstać wspaniała pamiątka i powód do dumy.
Wizyta w kopalni przywołała mi wspomnienia sprzed prawie dwudziestu lat, kiedy jako świeży mieszkaniec tych stron postanowiłem zdobyć trochę ropy do celów gospodarczych. Sąsiad, pracujący wówczas na kopalni zaplanował całą akcję, w której ważnymi elementami był mój terenowy gazik, metalowa beczka i pół litra. Ponieważ blog przeznaczony jest również dla dzieci, nie będę opisywał szczegółów. Ważne, że wracałem do domu gazikiem przez las, mając więcej ropy na sobie niż w beczce. Po jednorazowym incydencie tę formę "zakupów" zarzuciłem. A ropę z kopalni kupujemy i używamy do konserwacji konstrukcji drewnianych, których w naszym gospodarstwie nie brak. Najtańszy, bardzo skuteczny i efektowny sposób zabezpieczania drewna.
Deszcz nie ustaje. Względnie suchy dzień zakończył się ciężką ulewą i tak ma być do jutra, a później zapowiadane upały. Chcielibyśmy w końcu poczuć atmosferę wakacji.
Zaczęliśmy przymiarki do studia, czyli do nagrania własnej płyty. Od ubiegłego roku nie korzystamy z gotowych podkładów typu "karaoke" tylko sami robimy muzykę wykorzystując fortepian, gitarę, kontrabas i gościnnie skrzypce. Planowany repertuar zapowiada się atrakcyjnie i powinna powstać wspaniała pamiątka i powód do dumy.
wtorek, 1 lipca 2014
NIedziela/poniedziałek 30 czerwca
Rytm życia naszego domu zgodny jest z kalendarzem roku szkolnego, czyli pierwszym dniem roku jest pierwszy września. Dni odmierzane są ilością czasu pozostałego do ferii zimowych, a później do wakacji. Wszystkie inne "wyliczanki" mają mniejsze znaczenie. Boże Narodzenie, Wielkanoc, wspólny wyjazd na narty bledną przy zbliżającym się lecie. Cały rok przygotowujemy się do przyjęcia dzieci. Malowanie ścian, wymiana łóżek, uzupełnianie pościeli, budowa nowych "narzędzi" pracy (w tym roku doszła nam ścianka wspinaczkowa), załatwianie formalności, odbiory, kominiarze, straże i inne działania rozciągniętye w czasie, ukierunkowane są na ten jeden cel. Do tego dochodzi przygotowywanie nowych projektów (po cichu powiem, że mamy nadzieję na zdobycie wielkiego namiotu imprezowego, w którym znalazłoby się miejsce na działania podczas złej pogody i na wszelkie "rękodzieło", które wymaga stołu, ławki i dachu). I przychodzi ten dzień, kiedy wsiadam do pustego, wynajętego autobusu i jadę do Warszawy po pierwszą grupę uczestników. I ten dzień właśnie nastąpił w ostatni piątek. Pusty autobus zapełnił się dziećmi, w większości dobrze nam znanymi, albo nawet baaaardzo dobrze (Ewa jest jedenasty raz!). Od tego momentu inne sprawy przestają mieć znaczenie. Następuje najbardziej intensywny okres w roku - NADESZŁY WAKACJE! Okres wielkiej próby dla opiekunów, personelu, domowników a nawet zwierząt, które na początku wakacji szczęśliwe podsuwają pyski do głaskania, a pod koniec sierpnia zaszywają się w sobie tylko znane miejsca. I tak już od dwudziestu lat! Nie raz zastanawiałem się, jak wiele czynników musiało zestrzelić się w jeden punkt, aby Wakacje w Piekle mogły zaistnieć. A może mamy tu jakiś mały, prywatny czakram? To by wiele wyjaśniało. Z wszystkich zjawisk, które towarzyszą obecności dzieci w naszym domu, jedno wydaje się być najwspanialsze - radość z przyjazdu w to miejsce, którą widzimy wyraźnie, szczególnie u stałych bywalców. Ona jest dla nas ostateczną cenzurą, czy to co robimy, i w jaki sposób, znajduje akceptację u naszych gości.
Pierwsze dni turnusu dają nam prawie pewną odpowiedź na pytanie - jaki on będzie? Po tych duszyczkach widzę, że będzie udany. Wszystko wskazuje na to, że będziemy się razem dobrze bawić. Pomimo różnic wieku, płci, temperamentów i zainteresowań. A może nawet uda się stworzyć najdoskonalszą formę wspólnego pobytu, którą nazywamy rodzinką - to określenie, jak sądzę, nie wymaga rozwinięcia.
Przepraszamy za opóźnienie w starcie bloga. Trochę winy spada na nas, z braku czasu, a trochę na słabość połączenia internetowego, które rwie się podczas opadów, we mgle, a nawet przy silnym wietrze. W takich warunkach zrzucenie pakietu zdjęć kończy się niekiedy stratą czasu i klęską.
Jest godzina 00.47 poniedziałek. W domu cicho jak makiem zasiał. Kolorowych snów!
Poniedziałek 30 czerwca
No i poprzedni wpis pisany późną nocą nie poszedł. Przeszkodził wspomniany wcześniej deszcz. A może to i dobrze, że są w XXI wieku takie miejsca, gdzie internet z trudem dociera. Każdy z fachowców, gdy to słyszy śmieje się z naszej indolencji, przyjeżdża na pewniaka, drapie się po głowie, pakuje swoją torbę i odjeżdża.
Deszcz zatrzymał nas w domu. Z planowanej pieszej wycieczki nic nie wyszło i przesunęliśmy ją na wtorek. Pójdziemy tzw. Ruską Drogą do Węglówki. Ruska droga wzięła swą nazwę od Rusinów zamieszkujących te ziemie od drugiej połowy XV wieku. Osadzeni na prawie wołoskim przybysze z południowego wschodu Europy żyli tutaj aż do Akcji Wisła w 1947 roku. Etnografowie nazwali ich Zamieszańcami i stanowili oni tę samą grupę etniczną co Łemkowie w Beskidzie Niskim, czy Bojkowie w Bieszczadach, ale oddzieleni geograficznie na "wyspie", jaką jest Pogórze, wyodrębnili się kulturowo. Jako nieliczna grupa, zamieszkująca tylko kilkanaście okolicznych wsi, zniknęli po wysiedleniach i nigdy nie wrócili. Kilku rodzinom udało się przetrwać i jeszcze poszczególnych ich przedstawicieli można spotkać. Z pamiątek po nich pozostały cerkwie, zarastające cmentarze i nazwy topograficzne, znane już tylko starym ludziom. Jutrzejszą wycieczkę możemy nazwać "śladami Zamieszańców", gdyż przejście pod cerkiew w Węglówce będzie doskonałą okazją do opowieści o tych ludziach. Węglówka jest ciekawa jeszcze z innego powodu. Znajduje się tam czynna wciąż, stara kopalnia ropy naftowej. Kiwające się pompy robią wrażenie. Może uda się namówić któregoś z pracowników, aby opowiedział o co chodzi z tą ropą. W połowie XIX wieku zainteresowanie "olejem skalnym" wywołane przez Łukasiewicza, spowodowało napływ inwestorów z zagranicy. W Węglówce zamieszkał niejaki admirał Nelson z rodziną. Nie chodzi oczywiście o admirała Horatio Nelsona, zwycięzcy spod Trafalgaru i Kopenhagi. Nasz admirał Nelson miał na imię Keith i zamieszkał pośród lasów i gór w Węglówce. Pamiątką po nich są trzy nagrobki koło cerkwi. Szczególnie jeden, wzruszający, który kryje miejsce spoczynku małej dziewczynki, córeczki Keitha. Wzruszający, bo na płycie z białego marmuru "śpi" jej rzeźba a epitafium w języku angielskim nie pozwala przejść obojętnie obok tego miejsca. A wracając do jednookiego Horatio, podobno w którymś ze starych przewodników turystycznych popełniono koszmarno śmieszny błąd lokalizując miejsce pochówku, największego marynarza w historii, po drugiej stronie naszego lasu.
Pomimo deszczu nie nudziliśmy się. Zajęcia w domu, gimnastyka w gabinecie, w Odrzykoniu, wieczorny "MamTalent" i dziesiątki drobnych wydarzeń wypełniły nam czas. Wczoraj pisałem o pozytywnym wrażeniu, jakie robią nasi obozowicze. Dzisiaj potwierdzam, przywołując jako dowód równo ustawione buty w sieni. Widzieliście kiedyś dwadzieścia par równo ustawionych dziecięcych butów.?
Rytm życia naszego domu zgodny jest z kalendarzem roku szkolnego, czyli pierwszym dniem roku jest pierwszy września. Dni odmierzane są ilością czasu pozostałego do ferii zimowych, a później do wakacji. Wszystkie inne "wyliczanki" mają mniejsze znaczenie. Boże Narodzenie, Wielkanoc, wspólny wyjazd na narty bledną przy zbliżającym się lecie. Cały rok przygotowujemy się do przyjęcia dzieci. Malowanie ścian, wymiana łóżek, uzupełnianie pościeli, budowa nowych "narzędzi" pracy (w tym roku doszła nam ścianka wspinaczkowa), załatwianie formalności, odbiory, kominiarze, straże i inne działania rozciągniętye w czasie, ukierunkowane są na ten jeden cel. Do tego dochodzi przygotowywanie nowych projektów (po cichu powiem, że mamy nadzieję na zdobycie wielkiego namiotu imprezowego, w którym znalazłoby się miejsce na działania podczas złej pogody i na wszelkie "rękodzieło", które wymaga stołu, ławki i dachu). I przychodzi ten dzień, kiedy wsiadam do pustego, wynajętego autobusu i jadę do Warszawy po pierwszą grupę uczestników. I ten dzień właśnie nastąpił w ostatni piątek. Pusty autobus zapełnił się dziećmi, w większości dobrze nam znanymi, albo nawet baaaardzo dobrze (Ewa jest jedenasty raz!). Od tego momentu inne sprawy przestają mieć znaczenie. Następuje najbardziej intensywny okres w roku - NADESZŁY WAKACJE! Okres wielkiej próby dla opiekunów, personelu, domowników a nawet zwierząt, które na początku wakacji szczęśliwe podsuwają pyski do głaskania, a pod koniec sierpnia zaszywają się w sobie tylko znane miejsca. I tak już od dwudziestu lat! Nie raz zastanawiałem się, jak wiele czynników musiało zestrzelić się w jeden punkt, aby Wakacje w Piekle mogły zaistnieć. A może mamy tu jakiś mały, prywatny czakram? To by wiele wyjaśniało. Z wszystkich zjawisk, które towarzyszą obecności dzieci w naszym domu, jedno wydaje się być najwspanialsze - radość z przyjazdu w to miejsce, którą widzimy wyraźnie, szczególnie u stałych bywalców. Ona jest dla nas ostateczną cenzurą, czy to co robimy, i w jaki sposób, znajduje akceptację u naszych gości.
Pierwsze dni turnusu dają nam prawie pewną odpowiedź na pytanie - jaki on będzie? Po tych duszyczkach widzę, że będzie udany. Wszystko wskazuje na to, że będziemy się razem dobrze bawić. Pomimo różnic wieku, płci, temperamentów i zainteresowań. A może nawet uda się stworzyć najdoskonalszą formę wspólnego pobytu, którą nazywamy rodzinką - to określenie, jak sądzę, nie wymaga rozwinięcia.
Przepraszamy za opóźnienie w starcie bloga. Trochę winy spada na nas, z braku czasu, a trochę na słabość połączenia internetowego, które rwie się podczas opadów, we mgle, a nawet przy silnym wietrze. W takich warunkach zrzucenie pakietu zdjęć kończy się niekiedy stratą czasu i klęską.
Jest godzina 00.47 poniedziałek. W domu cicho jak makiem zasiał. Kolorowych snów!
Poniedziałek 30 czerwca
No i poprzedni wpis pisany późną nocą nie poszedł. Przeszkodził wspomniany wcześniej deszcz. A może to i dobrze, że są w XXI wieku takie miejsca, gdzie internet z trudem dociera. Każdy z fachowców, gdy to słyszy śmieje się z naszej indolencji, przyjeżdża na pewniaka, drapie się po głowie, pakuje swoją torbę i odjeżdża.
Deszcz zatrzymał nas w domu. Z planowanej pieszej wycieczki nic nie wyszło i przesunęliśmy ją na wtorek. Pójdziemy tzw. Ruską Drogą do Węglówki. Ruska droga wzięła swą nazwę od Rusinów zamieszkujących te ziemie od drugiej połowy XV wieku. Osadzeni na prawie wołoskim przybysze z południowego wschodu Europy żyli tutaj aż do Akcji Wisła w 1947 roku. Etnografowie nazwali ich Zamieszańcami i stanowili oni tę samą grupę etniczną co Łemkowie w Beskidzie Niskim, czy Bojkowie w Bieszczadach, ale oddzieleni geograficznie na "wyspie", jaką jest Pogórze, wyodrębnili się kulturowo. Jako nieliczna grupa, zamieszkująca tylko kilkanaście okolicznych wsi, zniknęli po wysiedleniach i nigdy nie wrócili. Kilku rodzinom udało się przetrwać i jeszcze poszczególnych ich przedstawicieli można spotkać. Z pamiątek po nich pozostały cerkwie, zarastające cmentarze i nazwy topograficzne, znane już tylko starym ludziom. Jutrzejszą wycieczkę możemy nazwać "śladami Zamieszańców", gdyż przejście pod cerkiew w Węglówce będzie doskonałą okazją do opowieści o tych ludziach. Węglówka jest ciekawa jeszcze z innego powodu. Znajduje się tam czynna wciąż, stara kopalnia ropy naftowej. Kiwające się pompy robią wrażenie. Może uda się namówić któregoś z pracowników, aby opowiedział o co chodzi z tą ropą. W połowie XIX wieku zainteresowanie "olejem skalnym" wywołane przez Łukasiewicza, spowodowało napływ inwestorów z zagranicy. W Węglówce zamieszkał niejaki admirał Nelson z rodziną. Nie chodzi oczywiście o admirała Horatio Nelsona, zwycięzcy spod Trafalgaru i Kopenhagi. Nasz admirał Nelson miał na imię Keith i zamieszkał pośród lasów i gór w Węglówce. Pamiątką po nich są trzy nagrobki koło cerkwi. Szczególnie jeden, wzruszający, który kryje miejsce spoczynku małej dziewczynki, córeczki Keitha. Wzruszający, bo na płycie z białego marmuru "śpi" jej rzeźba a epitafium w języku angielskim nie pozwala przejść obojętnie obok tego miejsca. A wracając do jednookiego Horatio, podobno w którymś ze starych przewodników turystycznych popełniono koszmarno śmieszny błąd lokalizując miejsce pochówku, największego marynarza w historii, po drugiej stronie naszego lasu.
Pomimo deszczu nie nudziliśmy się. Zajęcia w domu, gimnastyka w gabinecie, w Odrzykoniu, wieczorny "MamTalent" i dziesiątki drobnych wydarzeń wypełniły nam czas. Wczoraj pisałem o pozytywnym wrażeniu, jakie robią nasi obozowicze. Dzisiaj potwierdzam, przywołując jako dowód równo ustawione buty w sieni. Widzieliście kiedyś dwadzieścia par równo ustawionych dziecięcych butów.?
Subskrybuj:
Posty (Atom)