Piątek minął błyskawicznie.Po śniadaniu porcja ruchu na śniegu w bajkowej scenerii. Po drugim śniadaniu końcowa terapia i zdjęcia postawy. Po obiedzie ocena wyników pracy nad postawą. Po podwieczorku końcowe pakowanie nart i butów. Po kolacji zakończenie obozu, rozdanie nagród w konkursie czystości oraz wspólne oglądanie zdjęć. Mycie i sen.
Jutro po śniadaniu wyruszamy. Autokar na górę nie wjedzie, zatem trzeba przetransportować bagaże i zejść na dół. Będzie to ostatni spacer.
Jest to skrótowa relacja, dzieci resztę opowiedzą. Pozdrawiam. Zofia Gorczyca.
sobota, 9 lutego 2013
piątek, 8 lutego 2013
Już czwartek.
Dzisiejszy dzień uświadomił mi rodzinny
charakter naszego obozu. Dlaczego? Przez jedną malutką prośbę. „Czy mógłby mi
Pan pomóc w zadaniu domowym?” Nie mogłem odmówić. Przy stoliku skupiliśmy się
na przeczytaniu tekstu i wykonaniu odpowiednich ćwiczeń. W między czasie inna
dziewczynka przypomniała sobie o lekturze szkolnej i tak przed spaniem również odrobinę
poczytaliśmy. To naprawdę dobre uczucie, kiedy się wie, że można komuś pomóc.
Wielkim zaskoczeniem były dla mnie najmniejsze dziewczynki, które perfekcyjnie
uprzątnęły swój pokój. Tradycyjnie dzieci zjadły racuchy, własnoręcznie przeze mnie
upieczone jak i pączki, które przywiozła pani Zosia. W końcu dziś Tłusty
Czwartek. Pan Łukasz pochwalił zapał dzieci i nagrodził kilkoro z nich wielkimi
plusami. Nasz dzień podsumowało ognisko, przy którym nie brakowało
radosnych okrzyków i zabawy, która mogłaby trwać o wiele dłużej, jednak cisza
nocna zaprowadziła nasze pociechy do łóżek. Jutro terapia końcowa pani Zosi,
zabawy w terenie i pakowanie. Obecność w tym miejscu jest radością dla każdego
dziecka. Nikt od nas smutny nie wyjedzie, ani też niewyprostowany. Widzę, że to
miejsce dla większości obozowiczów staje się drugim domem. Moim bowiem stał się
już jakiś czas temu. Oby do następnego! Ślę pozdrowienia dla rodziców. /Kamil
czwartek, 7 lutego 2013
Jedenasty dzień, środa 6 lutego
Pisklaki mi dzisiaj zaimponowały. Oprócz jednego, który został w domu, jeździły jak nakręcone. Z trudem zgoniliśmy je ze stoku, gdy przyszła pora na koniec zajęć. Musiał zadziałać efekt egzaltacji nabytymi umiejętnościami i radość z kontroli nad nartami. A w dodatku daliśmy im trochę swobody i trzymając się w bezpiecznej odległości obserwowaliśmy stadko nie wchodząc w pole widzenia i dając poczucie samodzielności. To też im zaimponowało! Dla instruktorów to dzień, w którym czuje się satysfakcję i radość z włożonej pracy. Rodzice, możecie być dumni!
Pozostała część naszej ekipy też robi postępy i po nieco intensywniejszym wtłaczaniu wiedzy i ćwiczeń, da się zauważyć coraz lepsze efekty.
W drugiej części dnia zaczął padać śnieg, który wieczorem był już bardzo intensywny. W nocy ma ciągle padać i spodziewam się, że rano może być go bardzo dużo.
Co się działo w domu wieczorem, proszę zobaczyć na zdjęciach z dzisiejszego dnia.
Pozostała część naszej ekipy też robi postępy i po nieco intensywniejszym wtłaczaniu wiedzy i ćwiczeń, da się zauważyć coraz lepsze efekty.
W drugiej części dnia zaczął padać śnieg, który wieczorem był już bardzo intensywny. W nocy ma ciągle padać i spodziewam się, że rano może być go bardzo dużo.
Co się działo w domu wieczorem, proszę zobaczyć na zdjęciach z dzisiejszego dnia.
wtorek, 5 lutego 2013
Dziesiąty dzień, wtorek 5 lutego
Mija kolejny dzień. W domu słychać wieczorny rozgardiasz, wyłapywanie tych co się jeszcze nie myli, jakieś telefony, ktoś ma bąbla od butów narciarskich. Jak to w domu. Byliśmy w Czarnorzekach w komplecie, ale dwa pisklaki nie dają rady. Jeden chyba boi się stromej górki, drugi jest zbyt niecierpliwy i porażki go zniechęcają. Cała reszta korzysta bez przeszkód. Jesteśmy jedynymi użytkownikami wyciągu w tych godzinach. Po południu, zapewne, pojawiają się narciarze z Krosna, ale rano jesteśmy sami.
O innych sprawach nie piszę. Tfu, tfu, na psa urok......
O innych sprawach nie piszę. Tfu, tfu, na psa urok......
poniedziałek, 4 lutego 2013
Dziewiąty dzień, poniedziałek 4 lutego
Zamiana Puław na Czarnorzeki okazała się korzystnym posunięciem. Zyskaliśmy dużo czasu dzięki bliskości wyciągu od naszego domu. Podróż zajmuje nam piętnaście minut , jeździmy na nartach godzinę dłużej, nie śpieszymy się z jedzeniem drugiego śniadania, ja przestałem biegać i znowu mogę chodzić. Stok jest dobrze przygotowany, do godziny 15 byliśmy sami (potem pojawiło się dwóch narciarzy), mamy gdzie się ogrzać i zjeść, mamy gdzie zostawić narty, kiedy jedziemy do domu. I właściwie wszyscy już oswoili się z pochyłością większą niż w Puławach. Dwudniowa przerwa pozwoliła na poukładanie się umiejętności, co dzisiaj z satysfakcją mogłem stwierdzić. Grupa jeździ coraz lepiej i po tym, jak to robią, widać że "szkoleni". Nawet pisklaki zupełnie nie przypominają nieporadnych istot sprzed tygodnia.
Wieczór obfitował w wydarzenia. Najważniejsze to chyba urodziny Natalii. Starsze dzieci przygotowały spektakl na tę okazję. Brat Natalii zmontował diaporamę, którą zaprezentował z dedykacją dla siostry. Był tort, prezent przygotowany przez wszystkich i dyskoteka. Rzeczywiście huczne urodziny. Drugie wydarzenie warte opisania, to przyjazd Kamila - opiekuna znanego dzieciom z minionych wakacji. Kamil wesprze nas w obowiązkach do końca obozu. Mam nadzieję, że jego obecność ułatwi nam pracę.
Wieczór obfitował w wydarzenia. Najważniejsze to chyba urodziny Natalii. Starsze dzieci przygotowały spektakl na tę okazję. Brat Natalii zmontował diaporamę, którą zaprezentował z dedykacją dla siostry. Był tort, prezent przygotowany przez wszystkich i dyskoteka. Rzeczywiście huczne urodziny. Drugie wydarzenie warte opisania, to przyjazd Kamila - opiekuna znanego dzieciom z minionych wakacji. Kamil wesprze nas w obowiązkach do końca obozu. Mam nadzieję, że jego obecność ułatwi nam pracę.
niedziela, 3 lutego 2013
Ósmy dzień, niedziela 3 lutego
Minął weekend. Spędziliśmy dwa dni bez nart. Całą sobotę siedzieliśmy w domu, bez możliwości wystawienia nosa na pole (tak się tutaj mówi) z powodu deszczu. W zamian działaliśmy pod dachem wypełniając cały czas zabawami, grami, piosenkami, konkursami itd. Niedziela przyniosła ochłodzenie i nareszcie przyszedł oczekiwany moment zabaw na śniegu. Cala grupa, niezależnie od wieku osobników, dosłownie szalała tarzając się w śniegu, turlając z górki, ryjąc w zaspach tunele, czołgając się i obrzucając śnieżkami. Nasza rola ograniczała się do pilnowania granic bezpieczeństwa zabawy i suszenia ubrań po wszystkim. Inwencja dzieci zastąpiła wszelkie zorganizowane formy. W takich chwilach widać, jak nieprawdopodobna jest potrzeba ruchu.
Był też wieczór legend przy lampie naftowej, układanie piosenki na przywitanie Kamila (dodatkowego opiekuna, który wesprze nas od poniedziałku), kościół dla chętnych i filmy. Mieliśmy nadzieję, że taka ilość wspólnych działań przełamie problemy z dopasowaniem się najmłodszych dziewczynek do siebie. Pomijając tę właśnie część naszego obozu, pozostali stworzyli już fajny zespół. Potrafią się świetnie dogadać i razem bawić. Małe dziewczynki wciąż rywalizują między sobą, próbują się dziobać na każdym kroku, szukać winnych w sytuacji, gdy winnych nie ma. Jedynym sposobem jest stała obecność opiekuna pomiędzy nimi. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeszcze nie mieliśmy takiej sytuacji. Powoli zaczynamy rozgryzać ten supeł i rozumieć mechanizmy ale wydaje się, że materia robi wszystko aby się nie poddać.
Był też wieczór legend przy lampie naftowej, układanie piosenki na przywitanie Kamila (dodatkowego opiekuna, który wesprze nas od poniedziałku), kościół dla chętnych i filmy. Mieliśmy nadzieję, że taka ilość wspólnych działań przełamie problemy z dopasowaniem się najmłodszych dziewczynek do siebie. Pomijając tę właśnie część naszego obozu, pozostali stworzyli już fajny zespół. Potrafią się świetnie dogadać i razem bawić. Małe dziewczynki wciąż rywalizują między sobą, próbują się dziobać na każdym kroku, szukać winnych w sytuacji, gdy winnych nie ma. Jedynym sposobem jest stała obecność opiekuna pomiędzy nimi. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeszcze nie mieliśmy takiej sytuacji. Powoli zaczynamy rozgryzać ten supeł i rozumieć mechanizmy ale wydaje się, że materia robi wszystko aby się nie poddać.
Niedziela!!! (znaczy- nie działać)
Rano
obudziliśmy się wyspani... o 9:00. zjedliśmy przepyszną jajecznicę i poszliśmy
robić generalne porządki.
Po komisji która dała mi jakimś cudem 4 na 5
dowiedzieliśmy się o wyjściu na dwór... Paradoksalnie było dość ciepło.
Najpierw odbyła się wielka walka na śnieżki w której natarłem śniegiem Zajączki
a one we dwie prawie mnie nie zabiły śnieżkami. Wszyscy zjeżdżali na sankach i
bawili się w śniegu, potem wróciliśmy lekko zmarznięci do domu i układaliśmy
piosenkę dla pana Kamila, który przyjeżdża do nas jutro. Na obiad jedliśmy
rosół i smacznego kurczaka. Po obiedzie kończyliśmy Kamilowy song. Następnie
pan Erwin opowiadał, przy lampie naftowej, o bajkach i legendach Odrzykonia.
Po tych strasznych i zadziwiających
opowieściach poszliśmy zjeść kolację, czyli tosty z seremi sałatkę . Po kolacji oglądaliśmy film- Kubuś
Puchatka i Hefalumpy... a następnie poszliśmy słodko spać. <3 o:p="">3>
Auto:
Zajączeki i Kuboleusz :D
Sobota 2 II 2013
Pogoda trochę niezimowa do nas zawitała. Było mokro, padał deszcz. Zastosowaliśmy wyjście awaryjne czyli film przed południem. A po obiedzie już zwykły tor,czyli gimnastyka w grupach.
Zajęcia prowadził Pan Łukasz a terapię Pani Zosia.
Odwiedzili nas rodzice Ani.
Wieczorem była dyskoteka.
Czekamy na jutrzejszy śnieg!
Zajęcia prowadził Pan Łukasz a terapię Pani Zosia.
Odwiedzili nas rodzice Ani.
Wieczorem była dyskoteka.
Czekamy na jutrzejszy śnieg!
sobota, 2 lutego 2013
piątek, 1 lutego 2013
Wpis niezależny.
Ten dzień na
pewno można uznać za udany... wczesnym porankiem jak zwykle obudziła nas pani
Marysia. Po smakowitym śniadaniu ruszyliśmy dziarsko na stok. Na nartach było dość zabawnie... Zajączki zaliczyły
kilka gleb, a Kuboleusz i jego kompania krasnoludów skakali sobie z
HOPKI. Ze stoku od razu pojechaliśmy do Piekła, a największe dziwolągi z chyżym pląsem udały się do gabinetu. Na
kolacje wszamaliśmy pizzę oraz tosty radzieckie. Po jedzeniu zagraliśmy w
kalambury. Było tak zabawnie ze , wszyscy śmialismy do rozpuku. Niestety
podczas tej zabawy niektórzy dziwnym trafem pouciekali . Tak więc dzień
był wielce udany...
Autor: Zajączki, Kuboleusz
Szósty dzień, piątek 1 lutego
Dzisiaj zakończył się pierwszy etap naszego kursu narciarskiego (i snowboardowego). Wszyscy uczestnicy poruszają się samodzielnie, pewnie i bezpiecznie. Dzięki temu postanowiliśmy zmienić stok. Do tej pory korzystaliśmy z ośrodka Kiczera w Puławach koło Rymanowa. Teraz będziemy jeździć w Czarnorzekach. Czarnorzeki to wieś sąsiadująca z Odrzykoniem, w której od wielu lat funkcjonował wyciąg orczykowy. W ubiegłym roku został zmodernizowany, wyposażony w instalację do naśnieżania i oświetlenie. W ten sposób stał się dla nas interesującą alternatywą, przede wszystkim dzięki położeniu w niewielkiej odległości od naszego domu. Ma jednak jedną poważną wadę - nie nadaje się do nauki, brakuje mu płaskiego kawałka "oślej łączki", gdzie można by stawiać pierwsze kroki na nartach. Ale dla nas to już bez znaczenia. Wszyscy dadzą sobie radę. Warto wspomnieć o wielkiej zalecie tego miejsca - absolutny brak ludzi w tygodniu. Spodziewam się, że będziemy sami. Jutro wybieramy się tam z grupką chętnych na rekonesans, a od poniedziałku wszyscy. Weekend poświęcimy na odpoczynek i zabawy koło domu. Odwilż chyba przetrzymaliśmy i znów ma padać śnieg.
Dzisiejszy dzień przyniósł nam trochę emocji dzięki atakowi duszności jednej z dziewczynek. Samo w sobie niegroźne wydarzenie uruchomiło łańcuch, którego ostatnim ogniwem był lot śmigłowcem do szpitala w Krośnie. Koleżanka jest już z nami i niektórzy trochę jej zazdroszczą tego śmigłowca. Swoją drogą, przy ogólnej niewydolności służby zdrowia, nasze dzisiejsze doświadczenie jest bardzo pozytywne. Począwszy od ratowników na stoku, przez załogę śmigłowca, na personelu szpitalnym kończąc.
Poruszę jeszcze temat telefonów posiadanych przez dzieci. Mamy zasadę zbierania ich o godz. 22.00 i oddawania rano. Przez cały dzień dzieci mogą z nich korzystać i nie wnikamy, aczkolwiek sugerujemy aby nie brać ich na zajęcia z oczywistych względów. Zatem, jeśli dziecko nie odbiera, to może po prostu nie ma telefonu z sobą, albo o nim zapomniało, rozładował się i leży w koszyku niepotrzebny. W razie problemów z kontaktem, prosimy korzystać z naszych numerów komórkowych.
Dzisiejszy dzień przyniósł nam trochę emocji dzięki atakowi duszności jednej z dziewczynek. Samo w sobie niegroźne wydarzenie uruchomiło łańcuch, którego ostatnim ogniwem był lot śmigłowcem do szpitala w Krośnie. Koleżanka jest już z nami i niektórzy trochę jej zazdroszczą tego śmigłowca. Swoją drogą, przy ogólnej niewydolności służby zdrowia, nasze dzisiejsze doświadczenie jest bardzo pozytywne. Począwszy od ratowników na stoku, przez załogę śmigłowca, na personelu szpitalnym kończąc.
Poruszę jeszcze temat telefonów posiadanych przez dzieci. Mamy zasadę zbierania ich o godz. 22.00 i oddawania rano. Przez cały dzień dzieci mogą z nich korzystać i nie wnikamy, aczkolwiek sugerujemy aby nie brać ich na zajęcia z oczywistych względów. Zatem, jeśli dziecko nie odbiera, to może po prostu nie ma telefonu z sobą, albo o nim zapomniało, rozładował się i leży w koszyku niepotrzebny. W razie problemów z kontaktem, prosimy korzystać z naszych numerów komórkowych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)