środa, 30 czerwca 2010

Wtorek

Czwarty dzień.
Nareszcie słońce zadomowiło się na dłużej – wszystko na to wskazuje. Zaczynamy korzystać z tego dobrodziejstwa, rozstawiliśmy namioty, w których zdecydowało się spać kilkoro dzieci. Rano chętnych było sporo, ale w miarę upływu dnia grono stopniało do sześciu.
Nareszcie możemy wykorzystać basen, chociaż woda jeszcze nie jest zbyt ciepła. Większości to nie przeszkadza i jest dużą atrakcją. Dzisiejszy dzień, dzięki pogodzie, był na wskroś wakacyjny. Bezwietrznie, ciepło, cisza w powietrzu, piękny zachód słońca i to uczucie, kiedy trzeba iść się myć i szykować do spania, a zabawa jest najlepsza. Czy to dzięki M.Ś. w piłkę nożną , czy taki dobór dzieci sprawił, że chętnie spędzają czas na boisku niezależnie od wieku płci i umiejętności. W czasie tych meczy widać, że jest szansa na stworzenie fajnej „rodzinki”, na czym nam najbardziej zależy i co nie zawsze się udaje. Jeszcze kilka słów o boisku, o którym napomknąłem, że jest w magicznym miejscu. Przy dobrej widoczności widzimy z tego miejsca Bieszczady, Beskid Niski, Sądecki i Tatry! Oddzielają nas od nich tylko falujące łąki i przestrzeń (przez największe P, jakie znam). Czy dzieci to widzą, czy zapamiętają, czy będą do tego tęsknić? Jeśli choćby tylko jedno, to już dobrze.
Oho! – dochodzi jedenasta i słychać jakieś głosy na zewnątrz. Czyżby dzielni namiotowicze wymiękli?
P.S. Na obiad była zupa ogórkowa (chyba z dodatkiem środka uzależniającego, bo wciąż o niej myślę) i spaghetti w dwóch rodzajach). Poszło wszystko.









1 komentarz:

  1. Rety! Ale Wam fajnie :-) Piękne miejsce, dobre jedzenie i świetna zabawa. Czego chcieć więcej :-) Życzę miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń