środa, 11 lipca 2012
Wtorek 10 lipca
Łapię się na tym, że wydarzenia dnia wydają mi się nieatrakcyjne i niewarte wzmianki. Wystąpiła chyba jakaś relatywna reakcja na to, co się u nas dzieje. Codzienność , nawet bardzo atrakcyjna, jest dla mnie tylko codziennością. Myślę, że pierwotne plemiona polujące na mamuty, również traktowały swoje zajęcie jako standardowy element dnia. Co dziś robiliście? – a nic – upolowaliśmy mamuta.
Spróbujmy wspólnie ocenić, czy ostatnie dwa dni były ciekawe. Świerszcze zaczynają dawać nocne koncerty, to ich pora. Po świetlikach są świerszcze – oba gatunki są przyjazne człowiekowi i wprowadzają romantyczny nastrój. Inaczej jest z kleszczami, które przepadły bez śladu około dwóch tygodni temu – wyjątkowo szybko w tym roku. Następnym owadem utrudniającym życie jest bąk bydlęcy. Może wydawać się dziwne, że w blogu poświęconym dzieciom piszę o bąkach, ale problem jest poważny – mamy tu plagę! Wyjście na łąkę albo do lasu to ciągła walka z atakującymi i gryzącymi owadami. Co gorsza raz na jakiś czas zdarza się, że ugryzienie reaguje silną opuchlizną i stanem zapalnym okolicy. Dwutygodniowe upały uniemożliwiły piesze wycieczki, więc to się akurat dobrze złożyło. Ciekawostką też jest skąd tyle bąków bydlęcych , skoro wokół już nie ma bydła? Jeśli blog jest czytany przez rodziców, których dzieci wybierają się do nas, mam prośbę o zorientowanie się czy jest możliwe kupno czegoś w rodzaju „super offa” skutecznego na to robactwo.
Temperatura jest już poniżej 30 stopni w najgorętszym momencie dnia i wieczory są bardzo komfortowe pod tym względem. Poniedziałek i wtorek, to były dni na kończenie wszystkich rozpoczętych zadań. Jutro zaliczenie z gimnastyki, pokaz układu tanecznego i wielkie pakowanie. Dzisiaj byliśmy w Krośnie i poza zakupowym szaleństwem, nagraliśmy płytę w studiu nagrań. To też był koniec wieńczący dzieło, bo przecież piosenki były dość długo ćwiczone i dzieci włożyły w to dużo trudu.
To chyba niemożliwe, ale ktoś właśnie chce mi pomóc w pisaniu. To dobrze bo już czacha mi dymi i z trudem klecę myśli.
Hej, hej zatroskani rodzice!
Tym razem pisze dla Was jedna z uczestniczek Wakacji w Piekle, więc relację z dnia dzisiejszego będziecie mieli przedstawioną z trochę innego punktu widzenia. Prawie każdy z nas obudził się z dziwnym uczuciem w brzuchu. Nie były to jednak motyle. Już od paru dni chętni obozowicze, bardzo pogryzieni przez wyżej wymienione bąki, przygotowywali i szlifowali wybraną przez siebie piosenkę, którą mieli zaśpiewać w studiu nagrań. I oto nadszedł dzisiaj ten dzień, w którym wszyscy pojechaliśmy do Krosna. Więc moi drodzy, tym dziwnym uczuciem w był stres! Blade twarze i bolące brzuchy napędziły naszym opiekunom podejrzeń, że wśród piekielnej okolicy zalęgła się gromada zombie. Ale do rzeczy. Weszliśmy do oratorium, ustawiliśmy się wszyscy w półkolu (pierwsza piosenka była wspólna) i… zaczęliśmy śpiewać. Akompaniament gitary zapewniał nam, jeden ze wspaniałych opiekunów – p. Kamil. Następnie grupa 22 potworów rozdzieliła się na tych śpiewających i zakupoholików. Ci, którzy przyjechali do Krosna w celu wydania wszystkich swoich oszczędności, poszli z p. Przemkiem na rynek. Tam ogłoszony został czas wolny. Równolegle, w oratorium, rozgrzewane były struny głosowe na ten jedyny, najważniejszy występ. Spotkanie wszystkich uczestników na rynku w Krośnie oznaczało powrót do domu i niestety dalsze, planowane zajęcia. Gimnastyka, tańce. Ostatnie już przed Wielką Komisją odbywającą się jutro. Wtedy skoliozy, lordozy, kifozy i płaskostopia odchodzą w niepamięć, a dzieci wracają do domu proste i szczęśliwe. Dzień podsumowało wspólne słuchanie płyty ze studia nagrań i wspólne zabawy na sali gimnastycznej. Dla przyszłych turnusów: podczas zabawy w króla dżungli nie krzyczcie za trzecim razem JA!!!!!!!!!!!!!
Natka, jedna z tych wspaniałych czterech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz