Dzisiejszy dzień był męczący (znowu). Rano po śniadaniu poszliśmy na zamek w Odrzykoniu. Długa trasa sprawiła, że szybko się zmęczyliśmy . Mimo to wszyscy szliśmy dalej. Biedna Marysia była niesiona przez kawałek trasy przez pana Mateusza. Niektórzy pewnie jej zazdroszczą, ale ja tak sobie myślę, że wolę mieć zdrową nogę i iść, niż mieć nogę zepsutą i być niesioną. Na szczęście wszyscy dotarliśmy na zamek. Tam dostaliśmy kanapki. Następnie udaliśmy się na zwiedzanie ruin zamku. Usłyszeliśmy krótką historię tego miejsca. Pewnie nie wszyscy wiedzą jacy królowie odwiedzili ten zamek. A my teraz wiemy! I jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni. Do domu przyjechaliśmy samochodami. Dotarliśmy szczęśliwie na obiad. Jako że był czwartek dostaliśmy na drugie danie pizzę! Później musieliśmy się rozdzielić na grupy. Młodsza poszła na ćwiczenia z panią Zosią, a druga udała się na tańce. Następnie starsza miała ćwiczenia, a młodsza tańce. Potem wszyscy całą wielką grupą powędrowaliśmy na boisko. Część z nas grała w piłkę nożną, a część w siatkówkę bez siatki ;). Powróciliśmy na kolację wykończeni. Po zjedzeniu mieliśmy do wyboru: karaoke, lub grę w siatkówkę. Ja wybrałam siatkówkę (wersję z siatką) i świetnie się bawiłam. Nie obyło się bez kilku mało groźnych urazów ;) Ale spokojnie, drodzy rodzice, nie ma się o co martwić. Z tego co wiem karaoke wszystkim się podobało. Mamy nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie równie ekscytujący i udany. ;)
Karolina.
Znamy spojrzenie Karoliny na dzisiejszy dzień, a teraz moje „trzy grosze”. Długa trasa na zamek, to tylko pięć kilometrów przez las. Powracającym dzieciom zrobiliśmy niespodziankę, podjeżdżając samochodami tak daleko jak tylko się dało, aby im skrócić powrót. Kiedy Karolina pisze, że dzień był męczący, to mamy satysfakcję, że udało nam się zaaplikować im odpowiednią dawkę aktywności, będącą codzienną normą przeciętnej odrzykońskiej staruszki.
O kilku zjawiskach należy jeszcze napisać. O tęsknocie, która atakuje ukradkiem (najchętniej wieczorem i najsłabszych). Walka z nią jest trudna, bo potrafi podszyć się pod ból brzucha albo głowy, albo i to, i to. Oraz o bardzo dobrej integracji grupy i pełnym oswojeniu się z Piekłem. W ubiegłym roku roztrząsałem ten efekt i nie chciałbym się powtarzać, potwierdzę tylko, że kiedy zabawa robi się najlepsza – pora wyjeżdżać.
Fajnie być tu u Was znowu :) nie byłam nigdy Waszym wakacjowiczem ani dzieci nie mam ale z wielką przyjemnością śledzę wakacyjny czas w Piekle i nieprzerwanie trzymam kciuki za organizatorów coby i tym razem przeżyli najazdy dzieciaków :) Ślę wsparcie w Białegostoku :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za wsparcie. To specyficzna praca, niby tylko dziesięć tygodni + zima, ale stałego "dyżuru" - również w nocy. Kiedyś pokusiłem się o podliczenie godzin i wyszło, że jest ich tyle jakbyśmy pracowali przez cały rok, pięć dni w tygodniu, po osiem godzin i mieli miesiąc urlopu.
OdpowiedzUsuńDużo elementów składa się na całość i niełatwo to wszystko połapać aby było tak jak chcemy.
Pozdrawiam.
Poprzedni komentarz poszedł z konta Zu. Tymczasem pisze go, jak i codziennego bloga, Erwin.
OdpowiedzUsuń