wtorek, 22 lutego 2011

20 lutego, niedziela
Ten dzień dla dzieci jest naprawdę wolny. Dla nas nie za bardzo – trzeba obsłużyć całe towarzystwo i pilnować, żeby w wolnym czasie energia szła w dobrym kierunku.
Po późniejszym niż co dzień śniadaniu „grupa kościołowa” udała się do Odrzykonia na mszę, która jest dla nich zawsze zaskakująco inna niż w mieście. Głównie za przyczyną innego traktowania wiernych i przekazywania im innych treści i w inny sposób.
Znaczną część dnia wypełniły zabawy na śniegu, na które brakuje czasu na co dzień. Poszliśmy też do lasu odwiedzić miejsca znane z wakacji m. in. szałas zapamiętany dobrze jako miejsce noclegu.
Niedziela zakończyła się dyskoteką – w miarę udaną. Przez cały dzień towarzyszyły nam lekkie opady śniegu, który powoli nadrabia zimowe zaległości i zmienia krajobraz na coraz bardziej biały.

21 lutego, poniedziałek.
Po mroźnej nocy poranek przywitał nas temperaturą -10 stopni i białym puchem, który jak czysty, nowy obrus przykrył całą okolicę. Idealne warunki na narty. Jedynym problemem okazała się temperatura, która dała się we znaki naszym narciarzom i zmuszała ich do częstych przerw i dłuższego przebywania w restauracji przy wyciągu. Sytuacja trochę się zmieniła w czasie ukochanej „jazdy wolnej”. Ale z tego samego powodu na stoku było bardzo mało osób i jeździliśmy w komfortowych warunkach. Nocny mróz na górze Kiczera, na którą prowadzi wyciąg, zamienił wszystko w lodowe formy i jadąc krzesełkiem na górę można było poczuć się jak w krainie królowej śniegu lub co najmniej w „ruskiej bajce”.
W umiejętnościach narciarskich nastąpił znaczny postęp i zaczynamy ćwiczyć śmig, także z tymi którzy jeszcze niedawno mieli problemy z równowagą. Do końca obozu jeszcze kilka dni a już można być zadowolonym z efektów. A przed nami jeszcze sporo ciekawych rzeczy. Jutro, dla chętnych, poprowadzimy zajęcia z jazdy telemarkiem. Najkrócej mówiąc jest to technika skrętu z wolną piętą, która rozwinęła się w Norwegii równolegle do europejskiego narciarstwa alpejskiego. Mamy kilka par nart i będziemy próbować. W Polsce są chyba tylko trzy miejsca, gdzie można uczyć się jazdy telemarkiem – tym większa satysfakcja dla nas i tym większy szacun dla adeptów, że chcą się bawić w coś trudnego i niszowego.
Czuję, że pisanie idzie mi z coraz większym oporem, to zapewne wpływ mijających dni i utraty energii na codzienne zabiegi organizacyjno opiekuńcze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz