piątek, 31 sierpnia 2012
wtorek, 28 sierpnia 2012
Każdy dzień przynosi coś nowego, coś niespodziewanego, zaskakującego. A dziś… najbardziej zaskoczyła jak zwykle pogoda. Z zapowiadanych opadów nie otrzymaliśmy ani kropli deszczu, co pozwoliło na kolejną wycieczkę. Ta forma aktywności zdecydowanie przypadła do gustu naszym małym potworkom. Chętni, uśmiechnięci kroczyli po ścieżkach wyznaczonych niebieskim szlakiem. Dystans pokonali szybko, bez większych problemów, choć sznurowadła przypominały o sobie co chwila się rozplątując. Jakoby, że nie ma problemu, którego nie bylibyśmy w stanie rozwiązać, radziliśmy wspólnie nad sposobami wiązania. ( Masło maślane – rzekłby polonista )
Rzepnik to miejsce, w które dotarliśmy. Już na miejscu spożyliśmy II śniadanie przygotowane przez naszą kucharkę – panią Tereskę i zajęliśmy się wspólną zabawą. Zabawy, okrzyki i głośne rozmowy są ewidentnym przykładem tego, że dzieci czują się u nas swobodnie ; a to ważne. Pora obiadowa zmusiła nas do powrotu. Zatem pokrzepieni cudownymi widokami, nakarmieni i uśmiechnięci zawróciliśmy w kierunku Piekła. Tu na miejscu w naszym raju czekała na nas niebiańska uczta. Tuż po niej nastąpiła rehabilitacja i tańce.
Wielkimi krokami zbliżamy się do studia nagrań. Zatem opracowujemy program i zbieramy podkłady. Tym zajęliśmy się tuż po obiedzie. Około godziny 19 starsza grupa zwinęła swój ekwipunek i wyruszyła w kierunku lasu na całonocny biwak. Młodsza grupa w ramach rekompensaty otrzymała dodatkową porcję ich ulubionej gry zespołowej i film, który przeciągnął odrobinę ciszę nocną. Uśmiechy na ich twarzach wciąż przypominają mi o tym, że to co robimy ma dla nich wielkie znaczenie. To najlepsza nagroda dla nas organizatorów.
Tęsknota u małych dzieci to coś normalnego. Staramy się zatem gospodarować ich czasem w taki sposób by czarne myśli nie zaprzątały ich umysłu. Telefon komórkowy to zło, które nie pozwala na kontakt z otoczeniem. Tych bardziej wrażliwym sugeruję ograniczać do rozmów przedpołudniowych. W końcu każde dziecko wzmożoną tęsknotę przejawia wieczorem oraz natychmiast kiedy usłyszy głos mamy.
KM
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
27 sierpnia 2012
Już dawno nie było dłuższej notki z życia naszej kolonii. Czas goni nieubłaganie . A sporo dobrego się u nas dzieje.
Od soboty aż do dnia dzisiejszego trwały warsztaty teatralne. Rozpoczęliśmy od teorii, bo czym byłaby bez niej praktyka. W terenie, przy sprzyjającej aurze, ćwiczyliśmy do upadłego. Test na zaufanie, wyrażanie negatywnych emocji jak i śmiech i krzyk to tylko nieliczne przykłady tego z czym przyszło nam się zmierzyć. Cel został osiągnięty. Dzieci w podziale na grupy stworzyły prawdziwe dzieła sztuki. Młodsza grupa odegrała współczesną wersje Romea i Julii ( kto gra Szekspira w wieku kilku lat???), zaś ta starsza zaprezentowała teatr cieni ( bomba po prostu!!!). Oba przedstawienia dostarczyły nam sporej dawki emocji. Co więcej… wzruszyły.
Załoga naszego statku odstawiła do portu 2 osoby. Gabrysię i Kamilę, które musiały wracać o tydzień wcześniej. Dziewczyny! Będzie nam Was brakować!
Zajęcie codzienne wypełniane są po brzegi, a więc i nuda nam nie doskwiera. Terapię pani Zosi uzupełniamy o piesze wędrówki, spacery, gry integracyjne i akcje tematyczne typu: podchody, gra w psychologa czy chociażby dzień sportu.
Nasze małe dzieci mają szczególne zapotrzebowanie na duża ilość płynów. Dostarczamy im zatem soków kolorowych, wód czystych i nieczystych ( tu czyt. kakao, herbata, kawa inka, shake owocowy) Dbamy o to by czuły się jak u siebie dlatego staramy się spełniać ich małe życzenia.
Kończąc relację ślę szczególne pozdrowienia dla wszystkich dzieci, które mieliśmy zaszczyt gościć w naszym domu. Mamy nadzieję, że o nas pamiętacie i że wrócicie niejeden raz! Dobrej nocy/ Kamil
sobota, 25 sierpnia 2012
czwartek, 23 sierpnia 2012
Porannym pobudkom zaczyna towarzyszyć tęsknota. I o dziwo nie jest to tęsknotą za mamą i tatą, lecz za chomikiem… Tak właśnie. Okazuje się, że małym dzieciom brakuje ich małego, wiernego przyjaciela. To słodkie…
Pogoda zaskakuje bardzo pozytywnie. Z zapowiadanych opadów otrzymaliśmy tylko 3 krople
„ deszczu ” Pozwoliło nam to na pieszą wycieczkę w stronę Zamku Odrzykońskiego. Młodsza trójca miała przywilej. Mogli odwiedzić gospodarstwo pani Pauliny i zaoszczędzić sobie wcale nie łatwej wędrówki. Oczywiście na miejscu spotkaliśmy się już w komplecie. Najpierw zjedliśmy II śniadanie po czym zwiedziliśmy muzeum. Nie zabrakło pamiątkowych zdjęć i małych zakupów. Wszystkiemu towarzyszyła niesamowicie rodzinna atmosfera. W domu czekała na nas pyszna pizza i żurek z jajkiem.
Popołudniowe zajęcia poprowadził pan Łukasz, który w sposób niesamowicie skuteczny działa na grupę. Swoją drogą dzieci bardzo go lubią. Aurę zewnętrzną wykorzystał pan Adam, który przygotowuje z grupami pokazy taneczne. Drzemie w nich ogromny potencjał i co poniektórzy mają do tego naprawdę spory talent.
Wieczór spędziliśmy na boisku. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Przyjemnie grało się w piłkę nożną, a dodatkową atrakcją była klanza. Sporo radości sprawiło nam wznoszenie jej w przestworza.
Dzień zakończył turniej pod intrygująco brzmiącym tytułem „ Wojna Płci” który jest zapowiedzią jutrzejszej batalii. Ofiar nie będzie, tyle mogę obiecać.
Dobrej nocy/ Kamil
środa, 22 sierpnia 2012
wtorek, 21 sierpnia 2012
21 sierpnia 2012
Czas goni na przód. Nieubłaganie… To już V turnus - ostatni. Samemu jest mi ciężko w to uwierzyć. Człowiek dobrze nie zdąży się przyzwyczaić do stanu rzeczy, z którym przyszło mu żyć i już musi wszystko zmienić, porzucić. Ale nie o tym ; wywód mógłby być długi, niemniej przejdźmy do konkretów.
Pierwsze dni są bardzo ważne. Dla nas wszystkich to okres integracji, poznawania i odkrywania. Dzisiejszy przyniósł dużo radości. A rozpoczęliśmy nietypowo, bo od rozruchu z mocnym opóźnieniem. W końcu dziewczyny muszą o siebie dbać spędzając w łazience długie godziny.
Poranna zabawa z poznawaniem imion urozmaicona była określaniem swojego charakteru. Stąd też dowiedzieliśmy się, że Agata jest asertywna, Paweł – poważny a Janek – jajeczny, jakkolwiek to brzmi.
Sprzyjająca pogoda pozwoliła na dłuższy spacer i prace plastyczne w terenie. Rysowaliśmy swoje portrety i temu także towarzyszyła niesamowicie miła atmosfera.
Po obiedzie pani Zosia robiła zdjęcia i przeprowadzała konsultacje aby wiedzieć nad czym trzeba popracować. Po podwieczorku nastąpiła pierwsza rehabilitacja i tańce. Wieczór poświęciliśmy piłce siatkowej, leżakowaniu przy trampolinie i skakaniu na gumie.
Kolacja i film zakończyły I dzień poznawczy. Dotychczasowy wynik 1-0 i oby tak dalej. Dobrej nocy wszystkim życzę. / Kamil
To już ostatni turnus! Bardzo szybko płynie czas i dla nas i dla dzieci. Poprzedni turnus był bardzo zżyty ze sobą i łzy płynęły na pożegnanie.
Umówili się już niektórzy na zimę.
A tu mamy już nowy turnus, który zaczął dzień od integracji.
Pogoda dobra, nie za gorąco i nie za zimno.
A za dwa tygodnie koniec wakacji, trzeba je dobrze wykorzystać. ZG
sobota, 18 sierpnia 2012
17 sierpnia 2012
Pisząc w dniu wczorajszym o przemęczeniu i dużej ilości zajęć nie byłem świadom tego, iż dopiero dziś damy z siebie 200%. Dużo ponad normę…
Poranny rozruch z powrotem został podzielony na 2 grupy. Sprzyjająca pogoda pozwoliła na mały maraton jak i gimnastykę w plenerze. Wykorzystując ostatnie słoneczne dni lata wybraliśmy się na pieszą wycieczkę. Wędrując szlakiem dotarliśmy pod starą Cerkiew mieszącą się w Węglówce. Obok niej rośnie jeden z najstarszych i największych dębów w Polsce. Mowa oczywiście o „ Poganinie ” Ta forma aktywności sprzyja rehabilitacji pani Zosi oraz dostarcza nam wiele radości. Podczas wędrówki zdarzyło się kilka śmiesznych sytuacji. To ktoś wpadł w błotko, to ktoś opowiedział przysłowiowego suchara czy to ja sam wracałem po kanapki, o których zapomniałem, a przecież II śniadanie trzeba było zjeść. Suma summarum – dobrze nam ze sobą. Tworzymy jedną rodzinę. Czuję się sam jak starszy brat/wujek/tata i jest mi z tym rewelacyjnie. Spędzanie czasu z taką grupą to czysta przyjemność. Ale mówimy o tym po cichu, co by nie wywołać wilka z lasu i nie zapeszyć.
O obiedzie nie wspomnę, przecież dobrze wiemy jaki to wilczy apetyt towarzyszy naszej rozbrykanej gromadce. Pan Łukasz bardzo chwali pracę grupy, a prognozy już teraz są obiecujące. Niemniej załamanie jakieś tam występuje chociażby zakwasy…
Wieczór spędziliśmy przy kamerach. Konkretnie kręciliśmy ostatnie sceny naszych mrocznych filmów. Grupa młodsza postawiła na współczesną, piekielną wersję Harry’ego Pottera, natomiast starsza na mroczny horror rodem z Piekła. Efekty już jutro…
Dzieci śpią, chyba i pora na mnie… Dobrej nocy. Kamil.
czwartek, 16 sierpnia 2012
16 sierpnia 2012
Zmęczenie daje o sobie znać. Dzieci zasnęły aż pół godziny przed ciszą nocną. Jest to efekt ambitnych zajęć i ich aktywności w ciągu dnia. Energii to oni mają sporo – to trzeba przyznać…
Nieco senni, wzięli udział w porannym rozruchu. Zajęcia taneczne odbyły się dziś wcześniej. Pan Adam, z wielkim zapałem uczy nasze pociechy coraz to nowszych technik tańca. Druga grupa z Panią Pauliną wyrażała swoją ekspresję na łonie natury. Przy dźwiękach muzyki powstawały małe dzieła, które zapewne znajdą szczególne miejsce w Waszych domach.
Lubimy spełniać ich życzenia. W końcu chcemy żeby czuli się jak u siebie… Jednym takim marzeniem jest zjazd naszą piekielną tyrolką ; coś co uwielbiają! Wszystkiemu towarzyszy ogromna radość, ekscytacja i nutka adrenaliny. Nie zapominamy oczywiście o ich bezpieczeństwie.
Dzisiejszy obiad okrzyknąć można prawdziwą ucztą. Nigdy dotąd żadna grupa tyle nie zjadła. Zazwyczaj w czwartki jest pizza. Tak też było i dzisiaj. Według naszych obliczeń zwykle wydajemy około 80 kawałków pizzy na 22 osoby. Średni wynik – 3,63. Uwaga, uwaga… Dziś nasze dzieci zmieściły w swoich żołądkach aż 150 kawałków przepysznej pizzy, a obiad trwał magiczne półtorej godziny. O wynik nie trudno… 6,81 (!) Dodam, iż nie każdy zjadł 2 kawałki pizzy. A to wskazuje na jeszcze większą średnią. Ale nie o statystyce dziś.
Po południu odbyła się rehabilitacja, a ze względu na sprzyjającą pogodę wykorzystaliśmy w pełni wszelkie możliwości aktywności ruchowej. Od pieszych wędrówek, po biegi, siatkówkę, piłkę nożną i trampolinę.
Ahoj! / Kamil
środa, 15 sierpnia 2012
Deszczowa pogoda sprzyja zwiedzaniu. Byliśmy w Krośnie. Chociaż ja i moja rodzina od pokoleń mieszkała w Warszawie, to z jakiegoś względu zachwycam się tym miasteczkiem, które przejazdem zwiedzałam w 1979 roku. Już wtedy zakłuło mnie coś w serce. To taki spokój, tak ładnie, czysto, ludzie mieszkają w ciszy a ja w takim ulu, jakim jest Warszawa. Zaczęłam marzyć, aby kupić sobie mały domek na wakacje. W 1988 roku kupili domek, w okolicy zamku Kamieniec, moi teściowie. Mieliśmy gdzie jeździć na wakacje!!! Mała Zuzia ma świetne wspomnienia z dzieciństwa. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. W 1995 roku, w wyniku zbiegu okoliczności, kupiliśmy stare gospodarstwo rolne w Odrzykoniu. Bez dojazdu, za wsią, bez łazienki, z kornikami i myszami. Po roku podjęliśmy decyzję - teraz albo nigdy. Sprzedaliśmy rozpoczętą budowę domu w Łomiankach. Rozebraliśmy ruinę i zbudowaliśmy dom marzeń, dojeżdżając z Warszawy co kilka dni. Paliwo było wtedy po 1,20zł!!! Zbiegło się to z pomysłem organizacji obozów dla dzieci z gabinetu. Wynajmowaliśmy ośrodki z salą gimnastyczną. Pewnego dnia, kiedy dom był zdatny do użytku (gaz, woda), pomyślałam, że dzieci mogą przyjeżdżać do nas do domu. No i się zaczęło. Od 1998r gościmy u siebie dzieci przez całe wakacje. Historycznie ta okolica jest bardzo ciekawa. Krosno za czasów Kazimierza Wielkiego było miastem bogatym. Na zamku,jak głosi legenda, łańcuch do studni był ze złota...a to dlatego, że mieści się na byłym szlaku handlowym z południowej Europy. I dziś własnie, dzieci były w Krośnie, w muzeum, gdzie trochę mogły obcować z historią. A z ciekawostek, które powinnam zbadać: jednym z właścicieli Zamku była rodzina Kalinowskich, a mój pradziadek ze strony mamy, własnie Karol Kalinowski, dopiero po wojnie Japońsko-Rosyjskiej w Mandżurii,w której brał udział w 1905r, pojawił się w Warszawie. Może to z tych Kalinowskich??? I mój senrtyment byłby uzasadniony.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
13 sierpnia 2012
Wita nas jesienny, deszczowy poranek. Dzieci mrużą swoje oczy i niechętnie budzą się do życia. Pierwsza rozgrzewka to dla nich wielkie wyzwanie jak i każdy ruch, który wykonują z trudem. Na widok jedzenia każdy podnosi wysoko rękę, wciąż prosząc o dokładkę. To akurat cieszy.
Na taką pogodę mamy swoją alternatywę. Nie ma mowy o żadnej nudzie. Dzisiejszym tematem przewodnim był teatr i muzyka. Dzieci w podziale na grupy, z ogromnym zapałem uczestniczyły w warsztatach ; specjalnie przygotowanych na tę okazję.
Zaczęła grupa starsza. Pod pilnym okiem wychowawców, wykorzystaliśmy pokój muzyczny w celu przeprowadzenia pierwszej części zajęć. Ogromne wrażenie wywarło na mnie zaangażowanie tych ludzi. Muzykalność, która towarzyszyła, zapierała dech w piersiach. Udało się nawet zanucić kawałek w 4-głosie. Coś co do tej pory wydawało się nie do osiągnięcia stało się rzeczywistością. Brzmiało, słowo daję! Część aktorską zaliczyli na piątkę z plusem. Wyrażanie emocji opanowali do perfekcji.
Druga na planie stawiła się grupa młodsza. Tu nastąpiła pewna zmiana, oddychaliśmy bowiem świeżym powietrzem, wykorzystując zewnętrzną część jadalni. Takiej porcji śmiechu już dawno nie doświadczyłem. Muzykalność opanowana w stopniu bardzo dobrym zaowocowała wyśmienitym pomysłem na stworzenie czegoś własnego, czegoś co zaprezentujemy w najbliższym czasie naszej małej widowni.
Zajęcia prowadzone były na zmianę z tańcami, które są świetnym uzupełnieniem terapii pani Zosi. Efekty mogliśmy wczoraj zaobserwować na dyskotece. Był mały problem… Nie potrafiliśmy wyłonić jednego króla parkietu. Wszyscy byli fenomenalni.
Popołudniową aktywnością była wyprawa przed siebie na zmianę z rehabilitacją . Z grupą młodszą powędrowaliśmy do lasu, gdzie zrobiliśmy małą powtórkę z przyrody. Nagrodą, na którą z resztą wszyscy sobie zasłużyli była ich ulubiona gra „Amse-cabanse”. Grupa starsza udała się w stronę punktu widokowego, gdzie oprócz podziwiania krajobrazu rozegrała grę psychologiczną.
Wieczorną atrakcją była kontynuacja powyższej gry, w której nasi obozowicze zakochali się po same uszy jak i film, który oglądali z uśmiechem na twarzy. Tuż po projekcji zasnęli w swoich łózkach. W końcu tak dużo dziś się działo…
Bo nie ma nic piękniejszego od uśmiechu dziecka. Nic nie daje większej satysfakcji jak ten mały promienny uśmiech. To dla nas największa nagroda.
Kamil
IV turnus przywiózł deszcz i zimno. A nie wiedzieć czemu internet w czasie deszczu znika. Właściciel internetu powiedział, ze to mokre liście nam go zabierają. Suma sumarum odcina nas deszcz od świata. Prosimy o zaklinanie deszczu aby wyszło słońce. I będziemy w lepszym kontakcie. Póki co wszystkie dzieci zdrowe , program realizujemy i czekamy na słońce.ZG
niedziela, 12 sierpnia 2012
Uwaga III turnus!!!
Zgodnie z obietnicą zamieszczamy( z opóźnieniem z powodu baku czasu) link do waszego filmu "Ojciec Mateusz miska Spajka"
http://www.youtube.com/watch?v=1BGbAnlE32s&feature=youtu.be
Ja ubawiłam się setnie!
Dzięki dzieciaki !
Z wami można konie kraść.
ZG
sobota, 11 sierpnia 2012
SOBOTA, 11 SIERPNIA 2012
Dzisiejszego bloga pisze Janek M.(9 lat) i Magda M.(17 lat), jako że tak chcieli. Po porządnym sprzątaniu naszych pokoi podzieliliśmy się na dwie grupy, których członków „losowano” tak, by rozdzielić poszczególne osoby, i ruszyliśmy w teren. Mieliśmy być detektywami i rozwiązać po kolei zagadki, które otrzymamy dopiero po dojściu na oznaczone miejsce. Jedni poszli w pole, a drudzy (my) w las. Według Jasia, gra była beznadziejna, bo musieliśmy iść „w tą i z powrotem”, w dodatku obok odwiertów naftowych. Czuć więc było gazem, no i były pokrzywy. Ale pomysł z zagadkami, które na dodatek miały jeszcze związek z Odrzykoniem, był dobry. Dalej pisze Jakub K.(14 lat). Tak więc jak już moi poprzednicy pisali: bawiliśmy się w grę detektywistyczną, a tak między nami to gaz wcale tak bardzo nie pachniał a szyby były dodatkową atrakcją. Niestety kiedy po około trzech kilometrach dotarliśmy wreszcie do celu (dodam również że byliśmy mocno zmęczeni i w dodatku zaczęło padać) to okazało się ,że musimy się wrócić do domu dokładnie tą samą drogą. Po dotarciu na miejsce byliśmy strasznie zmęczeni, przemoknięci do suchej nitki (oczywiście żartuję) ale uśmiechnięci bo na koniec wszyscy dostali pepsi.
Następnie Zjedliśmy obiad. Była brokułowa zupa nugetsy z dodatkami (ryż ,sałata itp.). Po obiedzie jak zwykle była przerwa. Dzisiaj zmieniliśmy trochę plan dnia bo najpierw na rehabilitację poszła grupa starsza a następnie grupa młodsza. Kiedy skończyliśmy nasze zajęcia, czekała na nas miła niespodzianka ponieważ okazało się ,że wrócił pan Adam od tańców, i w związku z tym mieliśmy bardzo fajne zajęcia taneczne. Kiedy skończyliśmy zajęcia z tańca. Udaliśmy się na sale gimnastyczną i zagrałiśmy w grę pod tytułem *mafia*. Grało się bardzo fajnie gdyż nikt nie oszukiwał.
Następnie czekała już na nas kolacja złożona z Hamburgerów. Po kolacji wszyscy poszliśmy na bardzo fajny film. Kiedy skończył się film wszyscy udali się do swoich pokoi i poszli spać.
piątek, 10 sierpnia 2012
Czwartek 09 08 2012
Dziś dzień upłynął spokojnie. W czasie prac plastycznych wykonano rodzinkę z psem. Kukły już stoją i pilnują wjazdu .
Potem były podchody i emocje.
Gimnastyka po podchodach.
Ze względu na chrapanie jednego chłopca nastąpiła zmiana w pokojach. Z chrapiącym będzie spał na ochotnika Jakub. Bogu dziękuję ,że są jeszcze w śród młodych ludzi takie super jednostki. Podziwiam go za niezwykłe zrozumienie sytuacji i świetną postawę.
Dziś dzieci poszły na wycieczkę na zamek Kamieniec.
Wszyscy jak jeden mąż bez ociągania.Super!.
Warunkiem mojej terapii jest właśnie chodzenie.
Pozdrowienia dla rodziców. Wszyscy zdrowi i nie tęsknią za bardzo.
ZG
środa, 8 sierpnia 2012
Dzień pierwszy oficjalnie mogę uznać za zakończony. Dzieci spokojnie zasnęły w swoich łóżkach, a plan dnia został zrealizowany w 100 %.
Mówią, że początki bywają trudne… Integracja z grupą IV turnusu wakacji w Piekle to czysta przyjemność. Mówię szczerze. Poranny rozruch połączony został z grą poznawczą, której wtórował głośny, szczery śmiech i świetna atmosfera.
Podczas śniadania kierownik obozu – pan Erwin, zapoznał uczestników z regulaminem, który obowiązuje w naszym domu. Sprzeciwu nie było, zaakceptowanych 10 punktów weszło w życie.
Kontynuując integrację zaserwowaliśmy naszym szkrabom małą wycieczkę po Piekle. Tak też poznali miejsca, z których będą korzystać w czasie wypoczynku m.in: basen, trampolina, tyrolka, boisko do siatkówki, boisko do piłki nożnej i wiele, wiele innych.
Posiłki są dla nich ważnym elementem. Widać to na pierwszy rzut oka. II śniadanie i obiad spożyli z tak ogromnym apetytem, że nic tylko się cieszyć. Piszę tu szczególnie do rodziców, którzy troszczą się o swoich małych niejadków. Wszystko jest pod kontrolą, nigdy głodny chodził nie będzie! Obiecuję.
Rehabilitacja z panem Łukaszem, pierwsze koty za płoty i już wiemy nad czym trzeba będzie popracować. Nie ma obaw, wszystko pójdzie w dobrym kierunku, w końcu są pod dobrą opieką. Pani Zosia czuwa…
Wolne chwile spędziliśmy dziś przy trampolinie, na kocach jak i na boisku do piłki nożnej. Wysportowane te dzieci także są. Nie brakuje im chęci i zapału. Oby tak dalej!
Po kolacji przyszedł czas na wieczorną toaletę. Stan czystości oceniam na ocenę bardzo dobrą. Ostatnim punktem programu przed snem była projekcja filmu: „ Asterix i Obelix na olimpiadzie” To tak a propos igrzysk, które właśnie trwają w Londynie.
Kamil
Po dłuższej przerwie postanowiłem wrócić, choćby sporadycznie, do pisania. Nie wiem, czy z przyzwyczajenia, czy też może z nagromadzenia nieuwolnionych spostrzeżeń. Wpisy Kamila oddają z kronikarską wiernością, co się u nas dzieje, ja natomiast zawsze starałem się unikać takiego przekazu szukając interesujących tematów w interpretacji otaczających nas zjawisk. Wpływ mogło mieć też „zużycie się” codziennych opisów – bo ile można.
A wracając do wpisu Kamila, a konkretnie – tytułu filmu, jako absolwent AWFu chciałbym zwrócić uwagę, że olimpiada jest czteroletnim okresem pomiędzy igrzyskami, a to, gdzie był Asterix i Obelix, to są właśnie igrzyska.
Wciąż trzymając się wpisu Kamila, w jednej z kart pobytu znaleźliśmy informację, że dziecko to – NIEJADEK. Oświadczam, że nie dało się tego, jak dotąd, zauważyć.
W dalszym ciągu twierdzimy, że nie ma dwóch takich samych turnusów. Żywioł, którym są dzieci, rządzi się swoimi prawami a ilość czynników decydujących o funkcjonowaniu grupy jest tak duża, że za każdym razem wychodzi coś innego. Podobno jak się zmiesza wszystkie kolorowe farbki, to wychodzi coś żałośnie szarego. Mieszanie dzieci daje odwrotny skutek. Za każdym razem uczymy się też czegoś nowego. Czego nauczymy się teraz? Lekcja już się rozpoczęła.
Ostatnio stwierdziliśmy, że dramatycznie obniżył się poziom umiejętności muzycznych dzieci. Nie myślę o umiejętności skomplikowanej gry na instrumencie, ale o zwykłym zaśpiewaniu najprostszej piosenki. DZIECI STRACIŁY SŁUCH!!!! Co jest przyczyną masowego zjawiska głuchoty muzycznej? Stawiam tezę, że wszechobecna muzyka mechaniczna, odtwarzana zawsze i wszędzie i płynąca w kierunku DO głowy. Ten szlak jest tak już przetarty i ruchliwy, że w wszystko, co próbuje płynąć w drugą stronę, ma pod prąd. Jeśli ktoś ma inny pomysł na rozwiązanie zagadki, proszę i komentarz. Słyszałem, że są kłopoty z zalogowaniem się i zamieszczaniem wpisów na blogu. Spróbujemy to sprawdzić – tylko czas, czas!!!!
Erwin Gorczyca
wtorek, 7 sierpnia 2012
Uwaga!
Czy przypadkiem ktoś przez pomyłkę nie zabrał butów górskich Michała?
Proszę o sprawdzenie , były za kostkę granatowo-szare.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
6 sierpnia 2012
Dzieciaczki już śpią. Pora na małe podsumowanie…
Złote dzieci – tyle mogę powiedzieć jako wychowawca. Ze szczerym sercem, bez zbędnej kurtuazji.
Zacznę od posiłków, które spożywali w błyskawicznym tempie, prosząc wciąż o dokładki. Momentami nie nadążaliśmy za apetytem tych małych potworków jak i staraliśmy się spełnić każde ich życzenie wypowiadane często z uśmiechem, którego nie łatwo zapomnieć. Kucharki stanęły na wysokości zadania. Wszystkim smakowało!
Zajęcia artystyczne z panią Pauliną były czasem ciągłej radości. Dzieła, które powstawały mam nadzieję zajmą specjalne miejsce w Waszych domach.
Rehabilitacja gdzie dzieci wytężały swoje mięśnie i pracowały ponad normę, czego efekty mogliśmy dziś podziwiać na własne oczy, a dodam iż efekty są rewelacyjne.
Pokazy taneczne przerosły nasze najśmielsze oczekiwania – a poziom kwalifikował się pod program rangi tanecznej z najwyższej półki.
Ostatnie chwile dzieci spędziły w miejscach, które najbardziej pokochały. Trampolina, basen, boisko do siatkówki, piłki nożnej no i oczywiście nasza sala gimnastyczna. Pokaz zdjęć przywołał wspomnienia… Radości nie było końca.
III turnus dobiega końca i spokojnie zasługuje na ocenę bardzo dobrą! Już za Wami tęsknimy oczekując Waszego powrotu. Pamiętajcie iż nasze Piekło zawsze będzie Waszym 2 domem.
niedziela, 5 sierpnia 2012
3 sierpnia 2012
Inspirująco artystyczny dzień? Zdecydowanie! Od samego rana stres, radość ale i niepewność… Studio Nagrań i wycieczka do pięknego Krosna. Każdemu z nas zależało na tym by płyta wypadła świetnie.
Nie każdy z nas dysponuje wielkim talentem, ale za to nadrabiamy wielkimi chęciami. Z tego powodu przyszło nam się świetnie razem bawić. Już na miejscu sytuacja nieco się rozładowała, kiedy to zza ściany słychać było pierwsze dźwięki śmiechu i nutki płynące z naszych wnętrz.
Bogaciło nas to w wielkie poczucie dumy, przecież w końcu w jakimś stopniu przyczyniamy się do rozwoju Waszych pociech. Płyta nagrana? Pora wyruszyć na miasto!
Szał zakupowy dzieci to coś co uwielbiam. Takie iskierki w oczach… „ A dla mamy to! ” „ A dla taty to! ” „ A bratu kupiłem to! ” Radości nie było końca…
Po obiedzie, tradycyjnie rehabilitacja z Panem Łukaszem, ta ostatnia, nieco sentymentalna już… Wieczorną atrakcją była dyskoteka. I tu kolejny powód do dumy. Tak świetnej zabawie już dawno nie wtórowała taka radość. Aż i mnie porwało do tańca!
Wieczory są coraz cichsze, dzieci szybko zasypiają, to chyba najlepszy dowód na to, że zajęć w ciągu dnia jest sporo i to, że korzystają z nich tak otwarcie i pełną parą owocuje w dobry, lekki sen…
Oby i taki był dla nas.
4 sierpnia 2012
Igrzyska Olimpijskie. Taką tematykę prezentował dzień dzisiejszy. Już od samego rana drużyny w bojowym nastawieniu prezentowały swoją broń. Naprzeciwko sobie stanęły „ Przemaski ” z kapitanem Przemkiem zwanym Markiem i „ Szybka noga ” na czele z dowódcą Mateuszem Cedro.
Rywalizacja była wyczuwalna, emocje sięgały zenitu, a poziom zadziwiająco wyrównany. Jedynym momentem spokoju był czas posiłków. Wtedy to staraliśmy się wygenerować swoje siły.
Pani Karolina zaopatrzyła nas w przepyszne kanapki, syty obiad i pyszny podwieczorek. O kolacji już nie wspomnę, gdyż była to wisienka na torcie.
Rywalizację rozpoczęła sztafeta, po której nastąpił bieg powszechnie zwany niewidomym. Hula – hop, piłka nożna i siatkówka, skok w dal i turniej piłkarzyków to tylko nieliczne z zadań, którym musiały stawić czoła nasze pociechy. Czy dali radę? Absolutnie!
Drużyna Mateusza nieco wysunęła się na prowadzenie i z pozytywnym rezultatem zakończyła turniej zyskując laur zwycięstwa.
Wieczorną atrakcją było ognisko i wspólne nocowanie w namiotach. Radości nie było końca. Mam wrażenie, szczere i nieprzesadzone, iż miejsce zwane Piekłem dla nich jest Rajem. I chyba nie przyjdzie im łatwo odjechać. Wspólnie tworzymy przecież jedną, wielką rodzinę…KM
piątek, 3 sierpnia 2012
Dzień 8, turnus III
Tego ranka było trochę inaczej niż zwykle –razem z dziewczynami spałyśmy jak zabite, przez co prawie się spóźniłyśmy (prócz mnie) na rozruch. Po rozgrzewce poszliśmy na śniadanie (oczywiście nie obyło się bez wylewania napoi ;D ). Po śniadaniu dziewczyny robiły korale, a chłopaki pływali w basenie, potem była zamiana i dziewczyny poszły na basen, a chłopcy kleili modele samolotów. W czasie, gdy chłopcy byli zajęci tymi środkami transportu, my graliśmy w karty „UNO” na kocach przy basenie i pływaliśmy. Była to świetna zabawa. Dzisiaj na obiad była pizza. Po obiedzie dziewczyny poszły na męczarnie z panem Łukaszem, czyli ćwiczenia, a chłopcy poszli na aerobik w basenie. Po podwieczorku była zmiana i chłopcy w pocie czoła ćwiczyli, a dziewczyny tańczyły i wykonywały ćwiczenia w wodzie. Bardzo podoba mi się nasz układ, który zaprezentujemy w poniedziałek wszystkim obozowiczom. Po zajęciach poszliśmy na sesję zdjęciową. W czasie kiedy poszczególne osoby miały robione zdjęcia, graliśmy w siatkówkę. Niestety drużyna której byłam kapitanem przegrała. Ale to nic, liczy się dobra zabawa. Po kolacji zaczęły się przygotowania do wieczornego konkursu na Miss i Mistera Piekła połączonym z konkursem talentów. Zaszczycił nas swoją obecnością sam Justin Bieber! Było pełno talentów: pływanie, piłka nożna, wspinanie się, gimnastykowanie, tańczenie, rysowanie, granie w szachy, śmianie się, robienie „poker face”, a nawet bycie samym sobą. Gdy nadeszła moja kolej, powiedziałam, że moim talentem jest taniec i pisanie opowiadań. Tak oto zostałam „zmuszona” do pisania bloga dzisiaj. Vice Miss Piekła została Lidzia, która zaprezentowała krótki układ taneczny, a Miss Piekła została Emilka, która mruczała, co doprowadziło jury do łez. Vice Misterem Piekła został Franek, który zaprezentował grę w piłkę nożną , a Misterem Piekła został Justin Bieber, czyli Mateusz, który świetnie go udaje. Chciałam sobie zrobić z nim zdjęcie, ale niestety mi uciekł ;(
Na jutro mamy zaplanowane spanie w namiotach i mam nadzieję, że będzie to tak samo udany dzień jak dzisiejszy.
Pisała Zuza wraz z małą pomocą Olgi, Olka i Janka.
czwartek, 2 sierpnia 2012
Drogi Czytelniku!
Posłuchaj koniecznie tej piosenki - http://www.youtube.com/watch?v=mN_tgcEclPY, nim zaczniesz lekturę dnia dzisiejszego!
Otóż ten dzisiejszy był pełen radości, energii i zapału do zdobywania szczytów, dotąd nieodkrytych.
Poranna gimnastyka to kanon naszych spotkań tu w Piekle. Śniadania z dnia na dzień zaskakują coraz bardziej, bo oprócz pysznych kanapek mamy grzanki, tosty i inne smakołyki zamawiane na specjalne życzenie. Zasada jest prosta – każdy je to, co lubi.
Pogoda pozwala nam na realizowanie coraz to ciekawszych pomysłów. Choćby dziś – zwartą gromadą wybraliśmy się na zamek. Odpowiedni ubiór, obuwie, preparaty na insekty, bidon z wodą, i oczywiście jedzenie. Komu w drogę? Temu czas!
Dzieci bardzo chwalą sobie dłuższe spacery, narzekania dużo nie było, a wszystkim dopisywał odpowiedni, dobry nastrój. Zwiedzanie zamku i muzeum było nie lada atrakcją, już nie wspomnę o posiłku, przecież wszyscy kochamy jeść.
Po powrocie pani Tereska czekała na nas z przepysznym obiadkiem. Nasze oczekiwania były spore ( w końcu byliśmy zmęczeni ) jednakże i tym razem nasza niezastąpiona kucharka dała radę. Tak dobrego obiadu już dawno nie jadłem.
Pani Monika i pan Łukasz bardzo chwalą sobie pracę z grupą, a gołym okiem widać postępy. Mówię szczerze- zdolne te Wasze bestie!
Pani Paulina nieco później zaczęła zajęcia, bo o godzinie 18. Motyw zajęć bardzo przypadł dzieciom do gustu jak i mnie samemu. „ Interpretowanie muzyki i wyrażanie ekspresji przy użyciu farb ” Arcydzieła na miarę Picassa… Powtórzę po raz kolejny, zdolniachy!
Kolacja – tosty i herbatka, a później boisko. Piłka nożna to też już nasza tradycja. Na pochwałę zasługują wszystkie dzieci, a w szczególności Gutek, Franciszek i Olga.
Wieczorną atrakcją była Familiada. Śmiechu co niemiara, a zwycięska drużyna „ Zastępcza” bo tak się nazywała w nagrodę poleci na Bahamy.
Drodzy Czytelnicy.
Jeżeli podoba Wam się to, co piszemy lub chcecie w jakiś sposób wyrazić swoją opinię, zasugerować coś lub wspomóc nas chociażby dobrym słowem, prosimy o komentarze pod wpisem. Ułatwi nam to w jakiś sposób kontakt, a Wasza aktywność zapewne wpłynie na chęci, które będziemy wkładać w kreowanie bloga.
Serdecznie pozdrawiam w imieniu swoim jak i organizatorów życząc dobrej nocy.
wych. Kamil
środa, 1 sierpnia 2012
Mamy dziś piękny dzień. Pewnie będzie wycieczka na zamek. Jest to super spawa obcowania na żywo z historią Polski. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Wczoraj cały dzień miedzy zajęciami gimnastyki i tańca, był kręcony film fabularny z udziałem Ojca Mateusza, który przybył na swoim rowerze z pobliskiego Sandomierza .Gra aktorska i kostiumy mistrzostwo świata! Prapremiera odbyła się wczoraj. Śmiech i emocje, które towarzyszyły produkcji i projekcji , po zamianie np. na prąd , oświetliłyby całą Warszawę przez rok!!!
Ja mało co nie " zdechłam" ze śmiechu. Mam nadzieję , że i dla postronnych będzie się z czego pośmiać., gdy film zamieścimy na youtube.ZG
Wczoraj cały dzień miedzy zajęciami gimnastyki i tańca, był kręcony film fabularny z udziałem Ojca Mateusza, który przybył na swoim rowerze z pobliskiego Sandomierza .Gra aktorska i kostiumy mistrzostwo świata! Prapremiera odbyła się wczoraj. Śmiech i emocje, które towarzyszyły produkcji i projekcji , po zamianie np. na prąd , oświetliłyby całą Warszawę przez rok!!!
Ja mało co nie " zdechłam" ze śmiechu. Mam nadzieję , że i dla postronnych będzie się z czego pośmiać., gdy film zamieścimy na youtube.ZG
wtorek, 31 lipca 2012
niedziela, 29 lipca 2012
Dzień 4, turnus III
Niedziela – jak sama nazwa wskazuje czas wypoczynku od ciężkiej pracy i relaks. Dzisiaj, wyjątkowo mogliśmy spać (aż) pół godziny więcej niż zwykle, chociaż i tak zbudziłam wraz z Zuzą wszystkie dziewczyny przed czasem. Gdy rozpoczęłyśmy pogaduszki, do naszego pokoju wszedł pan Kamil, informując nas, że nie ma dzisiaj ani biegów ani rozruchu i mamy od razu udać się na śniadanie. Po przebraniu się, według ,,instrukcji’’ poszliśmy na śniadanie, które dało nam dawkę energii przed następnym zajęciem. Kolejna wiadomość nas ucieszyła: dzisiaj mieliśmy możliwość wykąpania się w basenie! Po skończonym posiłku, pognaliśmy w stronę swoich pokoi w celu ubrania się w strój kąpielowy i wyjścia na dwór. Dziewczyny jak zwykle zaczęły grywać w kenta, natomiast chłopcy grali w piłkę lub robili fale w basenie . Po dłuższym czasie dołączyłam do osób pływających i świetnie się bawiłam, nurkując, pływając różnymi stylami oraz pryskając innych wodą z pistoletu wodnego. Jedynym minusem na basenie były muchy końskie, które prawie co chwila nas straszyły lub irytowały. Na szczęście uciekliśmy im i rozpoczęły się zajęcia rehabilitacyjne z panią Zosią. Gdy wykonywałyśmy trudne lub dość wypoczynkowe ćwiczenia, chętne osoby opowiadały kawały, które umilały nam czas. Po skończonych zajęciach, udałyśmy się znów na basen, a w tym czasie chłopcy mieli zajęcia z panią Zosią. Przez całą godzinę opalałyśmy się, chlapałyśmy w basenie oraz grałyśmy w karty, aż w końcu nadszedł czas na obiad, który był pyszny, sama nawet poprosiłam o dwie porcje zupy Jednak najważniejszym punktem dnia były podchody! Tym razem moja drużyna miała wymyśleć zadania i zostawiać wskazówki. Niektóre pytania były dość podchwytliwe lub skomplikowane, jednak przeciwna drużyna poradziła sobie bezproblemowo. Mieli do zrobienia kilka zabawnych zadań typu: zrobić karocę, tańczyć balet wraz z muzyką, która wydobywała się z ust pani Pauliny, robienie zupy przez krasnoludki z Królewną Śnieżką…Końcowym zadaniem było zaśpiewać dla pani Zosi jakąś piosenkę, lecz przedtem trzeba też zebrać owoce. Po prześpiewanej piosence i walce o grzanki z nutellą, wszyscy się umyli, przebrali się w piżamy i bawili się przy karaoke do ciszy nocnej.
Pisanie: Olga Jankowska
Pomoc i towarzyszenie: Ola Marcinkowska
Koniec
sobota, 28 lipca 2012
Dzień 4, turnus III
Wraz z moimi współlokatorkami zbudziłyśmy się jak zwykle przed czasem i rozpoczęłyśmy nowy dzień, w którym czekało na nas wiele ciekawych zajęć i zabaw. Najpierw poszliśmy na rozruch, a potem zjedliśmy pyszne śniadanie. W między czasie pan Kamil ogłosił wraz z panią Paul(in)ą zwycięzców konkursu wojny płci. (dziewczyny – chłopcy). Okazało się, że dziewczyny mimo braku mocnych mięśni i zręczności, umieją pokonać chłopców. (Dziewczyny rządzą ! :D)
Dostałyśmy nagrodę w postaci lizaków, które musiały nas zachęcić do dalszego zajęcia czyli malowanie na szkle. Większość osób malowała trollface – twarz komiksową, która pokazuje uśmiech, jednak były osoby, które wybierały losowo wzięty rysunek i brały się do roboty. Z początku wydaje się to proste, jednak trzeba mieć cierpliwość (szczególnie gdy farba nie chce wylecieć z tubki). Po dłuższej pracy wszyscy poszli na górę, aby odpocząć, zjeść drugie śniadanie i wysłuchać wykładu pani Zosi na temat dzwonienia do rodziców. Gdy dziecko tęskni i dzwoni co chwilę do rodziców, którzy są oddaleni o 360km , nie nawiąże prawidłowych relacji z oddalonym o metr wychowawcą i nigdy nie zintegruje się z obecnymi kolegami. Gdy pani Zosia skończyła, nasz opiekun – pan Kamil wypytywał wszystkie osoby co chcą robić podczas aktywnego, ciepłego popołudnia. Większość była za tym by iść na basen, jednak okazało się, że woda jest jeszcze za zimna by chociażby zamoczyć w niej nogi, dlatego postanowiliśmy iść za dom i poskakać na trampolinie lub pogadać między sobą. Chłopcy jak zwykle grali w piłkę na trampolinie . Ja natomiast byłam mile zaskoczona spędzeniem tego popołudnia wraz z dziewczynami, które pokazały mi nową grę karcianą – kent. Grałyśmy praktycznie cały czas. Zdarzyło się nawet, że dwóch chłopaków dołączyło do nas ;) . Niestety dobra zabawa szybko mija i musieliśmy wracać na obiad, po którym rozpoczęły się zajęcia rehabilitacyjne z panią Zosią i tańce z panią Moniką. Po podwieczorku rozpoczęły się podchody. Po wybraniu osób do drużyn, musieliśmy odczekać 10 minut, aby przeciwna drużyna zdążyła umieścić zagadki i wskazówki, które czasami okazywały się mylne. Po długim błąkaniu się po lesie musieliśmy wrócić na miejsce obozu, na basen, w którym osoby z przeciwnej drużyny wraz z ich opiekunem – panią Pauliną nabrali pana Kamila, mówiąc, że w wodzie jest kolejna wskazówka. Po dłuższych namowach, udało się go przekonać by wszedł do wody, jednak gdy wyszedł, za karę podbiegł do pani Pauliny i ją przytulił będąc w mokrym ubraniu. Muszę przyznać, że było to dość ciekawe widowisko ;D. Potem skierowaliśmy się do jadalni, na kolację przyrządzoną przez panią Karolinę. Spożyty posiłek dodał nam energii na mecz piłkarski oraz partyjki w kenta. Emocje były duże, że aż dziewczyny (wraz ze mną) piszczały wniebowzięte. Tak naprawdę chłopcy nas zaczepiali udając, że niosą pająka na nasz koc. W końcu nie wytrzymałam, wzięłam bluzę i ganiałam za nimi przez prawie pół boiska, by ich ostatecznie odgonić od nas i spokojnie pograć. Drużyna Mateusza wygrała mecz, a u dziewczyn wygrała Zuzia wraz z Dianą. Przed powrotem do domu, pan Kamil odznaczył (inaczej pochwalił) chłopców, którzy szczególnie wyróżniali się w piłce nożnej oraz niektóre dziewczyny, które także w niej uczestniczyły. Dodatkowo nasz wychowawca założył się z panią Pauliną, że jeżeli strzeli mu gola, cisza nocna zacznie się dopiero od godziny 22:10. Na szczęście nasza faworytka trafiła i wygrała zakład, po czym w końcu wróciliśmy do domu, zmęczeni po całym dniu pełnym wrażeń.
Tak oto kończę pisać ten wpis, bo napisałam wszystko co dzisiaj się wydarzyło i uważam, że na dzisiaj już wystarczy
Pozdrawiam moich rodziców, siostry i dziadków, którzy siedzą prawie 500 km ode mnie :D :*
Oraz pozostałych rodziców
Pisanie: Olga Jankowska
Pomoc i towarzyszenie: Mania Siudek, Kacper Szeląg oraz Olek Gryczka
Wszystkim obecnym dziękuje i dobranoc
The end
piątek, 27 lipca 2012
Dzień Trzeci, turnus III
Poranek był trochę inny niż zwykle, gdyż zaczęło się od narzekań typu: bolą mnie nogi, mam zakwasy itp. przez ćwiczenia pana Łukasza, (większość tak uważała ;) ) jednakże nie zniechęciło nas to do pogaduszek i każdy po kolei się budził. Zdecydowałam się wraz z moją koleżanką Zuzą na bieg aż do krzyża. Na podwórku nie było prawie nic widać – była duża i gęsta mgła. Na szczęście dzięki opiece pana Kamila i wniebowziętego psa Spike’go, którzy wskazywali poprawną drogę (no zdarzało się, że Spike często schodził z drogi ;D) bezpiecznie dotarliśmy do krzyża i z powrotem. Zmęczeni i zdyszani skierowaliśmy się do jadalni, gdzie zjedliśmy sute śniadanie, a w trakcie rozstrzygnięto konkurs na najładniejsze rysunki. Wyróżnione osoby dostały po jednym, średnim batonie. Później czekała nas zaskakująca wiadomość: pan Kamil chce z nami iść na dwugodzinną wycieczkę PO ZA las. Niektórzy nie byli zachwyceni tą wiadomością, gdyż byli wykończeni, a inni mieli ochotę zostać i odpoczywać w ten gorący dzień. Niestety z opiekunem się nie dyskutuje – trzeba było przyjąć jego propozycję, spakować plecak, nałożyć górskie buty i ruszyć w drogę. Szliśmy PRZEZ las i po dłuższym czasie dotarliśmy na polanę, na której spędziliśmy miłe chwile grając w ,,Ziemniaka”, ,,Pif-paf”, jedząc drugie śniadanie oraz zgniatając owady (w tym pająki – kosarze [ŚP Fryderyk – były kolega Oli oraz Marietty]). Po dłuższym czasie, dotarliśmy na miejsce, jednak nie nudziliśmy się w pokojach – okazało się, że mamy sporo czasu do obiadu, więc poszliśmy na podwórko, gdzie głównie skakaliśmy po trampolinach, huśtaliśmy się na huśtawkach, na hamakach, rysowaliśmy lub graliśmy w gry PSP. Obiad był pyszny – zjedliśmy krupnik oraz naleśniki, z dwoma dokładkami. CDN
Pisała: Olga Jankowska
Pomoc w dopasowaniu odpowiednich słów itp.: Ola oraz Marietta
czwartek, 26 lipca 2012
III turnus 2012
Tego dnia zbudziliśmy się wcześniej niż powinnyśmy. Zaczęło się od razu od pogaduszek i pan Przemysław musiał znów nas uciszać. Noc minęła mi spokojnie, tak jak dla innych choć nie brakowało zaskakujących wiadomości typu, że ktoś chrapie, ten mówi przez sen…Pomimo tych śmiesznych wydarzeń świetnie się dogadywaliśmy i w krótkim czasie ubraliśmy się i poszliśmy na rozruch. W czasie rozgrzewki robiliśmy łatwe ćwiczenia, przy okazji grając w grę, dzięki której łatwo poznaliśmy, starając się zapamiętywać najwięcej imion. Później poszliśmy spożyć śniadanie. Menu było ogromne: kanapki z szynką, pomidorem, nutellą oraz płatki z mlekiem. Jedząc, pan Kamil przygotował nam tablice z regulaminem, po czym zaczął tłumaczyć poszczególne punkty na temat zachowywania się podczas obozu. Po zakończeniu poszliśmy w kierunku swych pokoi w celu sprzątnięcia rzeczy przed komisją czystości. Dostaliśmy 15 minut przerwy na odpoczynek przed zabawami integracyjnymi w sali gimnastycznej. Śmiechu było co niemiara, niestety zdarzył się wypadek - pewna koleżanka przez przypadek zbiła sobie rękę, ale całe szczęście otrzymała szybką pomoc i w sumie nic się nie stał. Potem w ciągu kilku minut zjedliśmy drugie śniadanie i wróciliśmy do pokoi, by odpocząć przed kolejnym zajęciem. Z wielkim zapałem ruszyliśmy na dół, do jadalni, gdzie czekały już przygotowane kartki i kredki i ołówki. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że mamy narysować na kartce wylosowanego obozowicza, a za pomyślny rysunek dostanie się nagrodę, więc każdy wziął się do pracy, w między czasie wywołane osoby szły na zdjęcia, aby porównać końcowe postępy naszych ćwiczeń podczas tego turnusu. Po naszym artystycznym zapale,szybko zaczęliśmy rysować portrety.
Pisały bloga: Ola, Lidka i Marietta.
Skończę opowieść , bo dzieci już odpadły ze zmęczenia.
Po obiedzie były tańce i gimnastyka. Zmiana grup nastą piła po podwieczorku.
Potem kolacja , mycie i film na dobranoc.
Rytm dnia jest bardzo dokładnie określony i tylko w niedzielę rano jest trochę luzu i wyjście do kościoła.
Rodziców proszę o umawianie się na telefony po śniadaniu ok 9.30 , później jest trudno wygospodarować czas na szukanie komórek.ZG
wtorek, 24 lipca 2012
Drugi turnus dobiega końca.
Wczoraj była wycieczka do Krosna i do studia nagrań. Powstała następna świetna płyta, taka prawdziwa z żywą muzyką grającą w duszy.
Dziś końcowa terapia i zdjęcia postawy. Codzienna praca dzieci jest udokumentowana .
Pan Adam zakończył spotkania taneczne wdzięcznym pokazem dwóch układów tanecznych. Jak to możliwe, żeby tyle się nauczyć w dwa tygodnie?
Pakowanie i mycie dokładniejsze niż zwykle, aby rodzice łatwiej rozpoznali swoje pociechy. A teraz wspólne oglądanie zdjęć zamieszczanych na blogu.
To telegraficzny skrót wydarzeń.
Dwie dziewczynki wyjechały rano ze względu na ból gardła.
Wróciła piękna pogoda, która żegna dzieci. Zbliża się połowa wakacji.
Jutro ok 14( mam nadzieję że punktualnie) powitają dzieci stęsknionych rodziców. ZG
poniedziałek, 23 lipca 2012
Niedziela!!!
Niedziela, jak sama nazwa wskazuje -"nie działać",jest dniem odpoczynku od gimnastyki i zajęć tanecznych oraz plastycznych.
Po śniadaniu mała grupka poszła do kościoła. Proszę zwrócić uwagę na słowo "poszła".
Kościół jest we wsi, w odległości ok.3 km. Powrót był już samochodem. Czasem po entuzjastycznym zgłoszeniu się wielu ochotników wzięcia udziału we Mszy Świętej po słowie "iść" zostaje niewielka liczba tych co są gotowi na pokonanie takiego dystansu.
Z mojego, terapeutycznego punktu widzenia,chodzenie jest warunkiem przywrócenia fizjologii miednicy. Tak trudno w obecnej rzeczywistości pozwolić sobie na codzienną porcję ruchu ...Zatem nie dziwi mnie niechęć dzieci do chodzenia i biegania. One tego po prostu nie znają. Następną niedzielną zakamuflowaną porcją znienawidzonego chodzenia jest tyrolka.Zjazd na linie przez całą dolinę jest wielką frajdą i sprawdzianem lęku wysokości ale wiąże się nieodzownie z powrotem pod górkę. Nasz pies jest mistrzem w bieganiu tam i z powrotem pod nogami zjeżdżających .Potem ledwie chodzi i leży jak nieżywy przez dwa dni.Dzieci zaś nie, ale zasypiają lepiej i szybciej.
Mieliśmy tez odwiedziny rodziców. Pogoda dopisała.
Teraz jeszcze słychać śpiew trenujących na jutrzejsze nagranie. Dla mnie nie ma znaczenia czy jest to czysto czy nie, liczy się trening przepony.
ZG
sobota, 21 lipca 2012
Sobota, 20 lipca 2012
Soboty to fajna rzecz. Pisząc to myślę często o swoich weekendach. Ten czas zawsze przypominał o odpoczynku, swobodzie, radości, ale i porządkach. I tak właśnie dzisiaj było u nas.
Dzień jak zwykle rozpoczął rozruch, po którym nastąpiła uczta głodomorów. Inaczej sformułować tego nie potrafię. Nie mogę wyjść z podziwu do tych brzuszków, które tak dużo wcinają… Mam dziwne dejavu… Czy ja już kiedyś o tym nie wspominałem?
„ Podniebne podróże ” – tak mógłby brzmieć nagłówek dzisiejszych zajęć plastycznych. Pani Paulina pokierowała szkółką sklejania modeli i tak przez długi czas skupialiśmy się na projektowaniu, klejeniu i ulepszaniu naszych samolocików. Były i dwie rakiety, który swój debiut zaliczyły tuż przed dobranocką. Odbył się mini-pokaz i tym razem, jak to zwykło być duma nas rozpierała.
W przerwie między zajęciami plastycznymi konsumowaliśmy posiłki. Przecież bez tego ani rusz, szczególnie z taką grupką. Nowa reklama danio i postać Głodomora to idealna propozycja dla nas.
Pogoda zwykła płatać nam figle. Stąd mamy na zmianę deszcz, słońce i silne podmuchy wiatru. W tym czasie dbamy o to, by nasze dzieci miało coś ciepłego na sobie jak i zaopatrujemy ich w gorącą herbatę. ( Brzmi nieco jak opis zimowiska w Piekle, ale niestety tak właśnie jest… )
Porządki w pokojach staramy się utrzymywać na bieżąco, niemniej dokładność dzisiejszych prac przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ślicznie, niczym w 5 – gwiazdkowym. I znów powód do dumy.
Pan Adam – instruktor tańca – bardzo chwali sobie pracę grupy jak i jej zaangażowanie. Stąd też powstają układy tańca towarzyskiego jak i nowoczesnego. Cała gama, mówię szczerze!
Nie zabrakło opieki naszej kochanej pani Zosi, która czule zadbała o to, by dzieci i dziś trochę poćwiczyły. Rezultaty widać natychmiastowo.
Pod wieczór zdecydowaliśmy się zagrać w siatkówkę, w końcu świeże powietrze jest nam tutaj serwowane w tonach, dlatego korzystamy pełnymi garściami.
Wieczorem kolacja, mycie, kontrola czystości i mała dyskoteka. Zabawa z początku cicha, z czasem zamieniła się w istne szaleństwo. Maluchy zasnęły nieco szybciej, zmęczone, ale szczęśliwe.
Jutro niedziela, odpoczynku ciąg dalszy…
piątek, 20 lipca 2012
Piątek, 20 lipca 2012
Dzieci czują się już jak u siebie. Rodzinna atmosfera towarzyszy nam także podczas porannej pobudki.
I to cieszy… Maluchy coraz chętniej pomagają sobie nawzajem w porządkowaniu łóżek jak i przygotowaniu do pierwszego punktu dnia.
Rozruch to nieodłączny element każdego poranka. Kilka wdechów i wydechów, parę skłonów i przysiadów tak ćwiczy I grupa, ta II zawsze biega.
O posiłkach nie wypada już pisać, może tylko tyle, że pani Zosia nie nadąża za dokupywaniem produktów tak bardzo przez wszystkich upragnionych.
Zajęcia plastyczne z panią Pauliną skupiły się dziś wokół produkcji okładek na płytę, która swój debiut będzie mieć już w najbliższy poniedziałek. Studio, do którego próby już trwają, zaowocuje świetnym materiałem. Jesteśmy tego pewni. Wolną chwilę poświęciliśmy na sklejanie modeli samolotów, co jak się okazało sprawiło wszystkim ogromną frajdę.
Ćwiczenia zmierzają ku końcowi, a gołym okiem widać już pierwsze rezultaty. Chociażby proste plecy, o których ciągle przypomina nasza mama – pani Zosia. Podobnie jest z tańcami. Nasza grupa spokojnie mogłaby wystartować w turnieju i z pewnością zdobyła laur. Duma nas rozpiera!
Nie zabrakło pierwszej zguby – ipoda Zosi N. (15l.) Cała historia była o tyle kryzysowa, iż domniemanym miejscem zagubienia był las, w którym, dzień wcześniej wędrowaliśmy przez kilka godzin. A więc i spory kawałek terenu do ogarnięcia… Na całe szczęście gadżet został znaleziony w naszym samochodzie. Przecież u nas nic nie ginie, a jak już ginie to i szybko się znajduje.
Odpoczynek w tak piękny dzień był dla nas utopią. Gry karciane, książki, trampolina i huśtawki. To właśnie tym się zajęliśmy.
Wieczorna rekreacja każdemu przypadła do gustu. Mecz siatkówki i piłki nożnej był pełny prawdziwych emocji i rywalizacji. Zasada jest prosta – u nas każdy czuje się zwycięzcą.
I ja się tak czuję - jako wychowawca widząc te rozpromienione buźki, nieco zmęczone, ale wciąż szczęśliwe.
Paweł już ziewa, stąd i pora na nas...
Czwartek 19 lipca 2012
Ten dzień minął wyjątkowo szybko…
Śniadanie, które zostało spożyte w mgnieniu oka przygotowało nas na pieszą wędrówkę.
Wyruszyliśmy na naszą pierwszą wyprawę, a jej celem był Zamek Odrzykoński. Pomimo trudu i wielu przeciwności, na miejscu czekał nas piękny wynagradzający wszystko niecodzienny widok. Ruiny zamku pięknie prezentowały się na tle panoramy. Zwiedzanie poprzedziło drugie śniadanie. Nie zabrakło sklepu z pamiątkami i serii udanych zdjęć. Wracaliśmy samochodem, co by nieco zaczerpnąć luksusu.
W domu czekał na nas przepyszny obiad. Żurek podany z jajkiem i pizza. W końcu czwartek. O dokładkę prosił każdy! Większość tak się najadła, iż godzina przerwa poobiednia okazała się być za krótka.
Potem nastąpiły już rutynowo: ćwiczenia i tańce. Złapała nas mała burza, co zmusiło nas do zmiany miejsca prowadzonych zajęć.
Kolacja i kolejna rewelacja – zapiekanki z masą dodatków, pyszne gorące bułeczki z konfiturą i leczo. Ah ta pani Tereska, jak ona o nas dba.
Po tak ciężkim dniu jedyną formą aktywności wieczornej mógł już tylko pozostać film.
Wszyscy już śpią… Pora i na nas.
czwartek, 19 lipca 2012
18 lipca, środa
Zmęczenie daje o sobie znać, nasze małe potworki już leżą w swoich łóżkach. Bajka dotąd czytana tak długo, dziś swój rozdział zamknęła już na pierwszej stronie.
Początek dnia, nieco chłodny – lekki rozruch, mały sprint i pełne talerze jedzenia. Jak już wspominałem, apetyt rośnie z dnia na dzień. A przy śniadaniu? Niespodzianka! Odwiedził nas Sanepid. Mała kontrola na początek dnia obudziła tych, którzy jeszcze zasypiali nad talerzem.
Dzieci stanęły na wysokości zadania. Schludnie posprzątane pokoje, zaścielone łóżka i brak powszechnie zwanego „ nieporządku ” sprawiły iż test zdaliśmy na ocenę pozytywną.
Następnie pani Paulina zaserwowała dzieciom zabawę w postaci malowania na szkle. Myślę, że ten element powoli staje się tradycją wakacyjnych przygód w Piekle. Co powstało? Niesamowite arcydzieła. Od mini – portretów po krajobrazy i abstrakcje na miarę Picassa. Praca wymaga poświęceń. Nasze maluchy pobrudzone, spędziły długie chwile w łazience, gdzie pod okiem pana Przemka skrupulatnie pozbywały się pozornie niezmywalnej farby.
Pani Tereska po raz kolejny zaskoczyła dzieciaczki. Przygotowała pyszną zupę neapolitańską i nóżki z Kentucky. Deser doprawił o wniebowzięcie. Jabłka zatopione w masie budyniowej i polane wybornym sosem były niczym wisienka na torcie.
Rehabilitacja to ważna sprawa i jak mówi nasza Zosia – „ dała w kość ” Maluchy robią duże postępy i rezultaty już niedługo będzie można zaobserwować. Ćwiczenia taneczne to czysta przyjemność. Układy, które powstają z dnia na dzień wyglądają coraz lepiej.
Wolna chwila i sprzyjająca popołudniowa pogoda pozwoliły na małą wycieczkę do lasu. Nie obyło się bez zabaw i radosnej atmosfery. Kleszcza nikt nie złapał. Oczywiście rozegraliśmy wieczorny meczyk na naszym boisku i tuż po kolacji zakończyliśmy dzień wspólnym turniejem Familiady.
Rodzinnie się u nas robi, coraz cieplej…
środa, 18 lipca 2012
17 lipca 2012
Kolejny dzień naszego egzystowania w tym cudownym miejscu zakończył się dokładnie przed momentem. Dzieci szczęśliwe i spełnione zasnęły w swoich łóżkach.
Wróćmy jednak do początku…
Po rześkiej pobudce i porannym rozruchu dzieci zawitały w jadalni. Ich apetyt rośnie z dnia na dzień i sam niedowierzam, że nie trzeba ich specjalnie namawiać na kolejną porcję smakowitego „ amu ”
Nasze małe potwory tak bardzo rozkochały w sobie teatr… Nie byliśmy w stanie im odmówić. Przygotowaliśmy kolejną porcję warsztatów. Starsza grupa odbyła warsztaty z emocji. Towarzyszył smutek, łzy ale i prawdziwe oczyszczenie. Myślę, że każdy z nich zawalczył o marzenie, uświadomił sobie, co tak naprawdę go blokuje i spróbował tę przeszkodę pokonać. W tym samym czasie młodsza grupa rozwijała swój talent aktorski, szlifując go pod okiem pani Pauliny. Śmiech towarzyszący ćwiczeniom dało się słyszeć, aż pod Zamkiem Odrzykońskim…
Popołudniowy obiad spożyliśmy w lekkim stresie. Każdy rozmyślał o nadchodzącym przedstawieniu, który swoją premierę miał mieć wieczorem. Najpierw jednak nastąpiły tańce i rehabilitacja, nieodłączny element naszych obozowych przygód.
Próba generalna i wszyscy już stoją na scenie. Przedstawienie pora zacząć!
Historia o Piekle, tym prawdziwym, o relacji łączącej organizatorów naszego wypoczynku jak i samej kolonii i to wszystko w formie kabaretu nie z tej ziemi. Tym razem śmiech było słychać daleko za zamkiem. (Czy przypadkiem i u Was nie dała się słyszeć fala radości, którą zaserwowała nam szczególnie pani Zosia jak i jej małżonek?) Konaliśmy, inaczej tego nie nazwę. Wszyscy jak makiem zasiał. Jedne po drugim. Mordki kochane tak się cieszyły… Dla nas, którzy to przygotowywali była to najpiękniejsza chwila i wielki powód do dumy.
Warto… dla takich chwil, warto!
wych. Kamil i Paweł.
wtorek, 17 lipca 2012
Problemy z internetem i niezamieszczony o czasie wpis z niedzieli.
Niedziela 15 lipca
Pobudka pół godziny później, czyli o 9.00, jest zawsze w niedzielę. Później jest też śniadanie, dzięki czemu można dłużej zostać w łóżku. Staramy się aby tego dnia dzieci miały więcej swobody i mniej zajęć, ale nie do końca jest to możliwe. Część uczestników walczy z wadami postawy (niekiedy bardzo poważnymi) i muszą ćwiczyć codziennie. Bardzo dużo czasu poświęciliśmy dzisiaj na wspólne zabawy. Sprzyjała temu pogoda z przelotnymi opadami.
Jak to czasem bywa, pojawiły się pewne problemy natury „międzyludzkiej”. Należało rozwikłać i zrozumieć sytuację, pomyśleć jak rozwiązać problem i zrealizować plan. Myślę, że udało się odzyskać lekko naruszoną równowagę w grupie młodszych chłopców. Były przeprosiny, podawanie rąk i wszystko powinno być już dobrze. Z lepszych wiadomości : chora wróciła do nas oraz przyjechała Karolina kilka dni spóźniona – prosto z innego obozu. Zawsze w niedzielę, zainteresowane osoby idą do kościoła a po mszy do sklepu, gdzie wykupiono cały zapas chipsów.
Moi blogowi pomocnicy dawno już śpią a patrząc na ich wczorajszą aktywność pisarską, nie byłoby z nich wielkiego pożytku. Zbyt dużo dzieje się dookoła.
poniedziałek, 16 lipca 2012
Poniedziałek – 16 lipca
Poranek numer pięć. Zatem wszystko powinno być na piątkę, czyż nie? I taką notę jako wychowawca stawiam naszym dzieciaczkom. Piszę do Was drodzy rodzice i dziadkowie oraz wszyscy Ci, którzy zaglądają na naszego bloga, by pochwalić Wasze pociechy.
„ Theatre day ” – takie hasło wtórowało dzisiejszym przygodom naszego Piekielnego obozowiska. Każde dziecko miało za zadanie wymyślić postać i odgrywać jej rolę przez cały dzień. Tudzież na śniadaniu zjawiła się śmietanka wybitnych, znanych i cienionych muzyków, aktorów oraz piłkarzy. Nie zabrakło również oryginalnych przebrań rodem z szykownych salonów wyższych sfer jak i wręcz przeciwnie…
Śniadaniu wtórował śmiech, świetna atmosfera i przyśpiewki. Pani Tereska – nasza kucharka była wniebowzięta. Nasze maluchy wymyśliły specjalnie dla niej oryginalną piosenkę zachęcającą do wydania posiłku. Opóźnień - nie było.
Następnie odbyły się warsztaty teatralne, które zachęciły nas wszystkich do odkrycia i pokazania swoich emocji. Od płaczu i łez po ogromną radość – bo tak właśnie było. Sam jako organizator bacznie przyglądałem się dzieciom i widziałem jak z zapałem odgrywały powierzone im role, a to były dopiero ćwiczenia…
Pogoda po raz kolejny wypłatała nam figla i zaserwowała nam mocny deszcz i zimne podmuchy wiatru. Nasze potworki zawsze wtedy ubierają coś cieplejszego i posiłki staramy się spożywać w jadalni, wewnątrz domu.
Po zjedzeniu obiadu składającego się z uwielbianej powszechnie zupy pomidorowej i pysznych pierogów, przystąpiliśmy do ćwiczeń i tańców. Pan Adam z Panem Łukaszem przejęli ster. Statek nie zatonął. „ Męczące, ale jednak potrzebne ” – mówi Paweł R. (17l.), najstarszy uczestnik naszej kolonii. Oczywiście był też czas na małe leżakowanie. W tym czasie pogoda nieco się polepszyła pozwalając nam na chwilę odpoczynku na świeżym powietrzu.
Kolacja i podwieczorek były już tylko formalnością. Dzień zakończyła wspólna zabawa na boisku.
Dzieci jednak kochają swoje łóżka – tulą je niczym swoje przytulanki…
wych. Kamil i Paweł - kapitan Paweł.
sobota, 14 lipca 2012
Sobota 14 lipca
Powoli wchodzimy w normalny rytm zajęć. Już wszyscy prawie wszystko wiedzą, zaczynają czuć się pewniej. My też już wiemy czego się po kim spodziewać. Większość dzieci jest nam znana i one też mają najmniejszy problem z odnalezieniem się w znanym sobie miejscu i wśród znanych sobie osób. Z pierwszych obserwacji wynika, że dość ciężko ich „wystartować” do zabawy, ale jak już załapią to wszystko idzie bardzo dobrze. Może to jeszcze zbyt wcześnie aby byli bardziej zgraną grupką. Osoby, które mają z nami kontakt od lat, zauważyły zapewne, że nie dobieramy grup pod względem wieku. Takie próby były, ale okazały się trudne w realizacji i nic z tego nie wyszło oprócz zamieszania przy kompletowaniu list uczestników. Tak więc zdajemy się na przypadek, zarówno jeśli chodzi o wiek, jak i płeć. Czasami bywa i tak, jak na poprzednim turnusie, że mamy dwudziestkę dziewcząt i dwóch chłopców. Na początku byli nieco zagubieni, ale pod koniec zaczęli już korzystać z sytuacji, w którą rzucił ich okrutny los. Zróżnicowanie wiekowe, pozornie kłopotliwe - choćby przy organizacji zajęć – jest bardzo korzystne dla ogólnej równowagi panującej w grupie. Jeśli wyobrazimy sobie rodzinę, w której trzeba zapanować nad dziesiątką dziewczyn w wieku 13 – 15 lat, to ja współczuję rodzicom, których taki dopust by dotknął. Żeby nie być tendencyjnym, to samo trzeba napisać o drużynie dwunastoletnich chłopców. Plaga! Inaczej układają się sprawy gdy np. burza hormonalna dotyczy tylko dwóch dziewcząt a ADHD trzech chłopców. Nad tym potrafimy zapanować. Wspomniałem o rodzinie – ten model obozu próbujemy realizować i bardzo często udaje się doprowadzić do takich wzajemnych relacji, jakie powinny cechować kochające się rodzeństwo. Jeśli drogi czytelniku (ktoś to czyta?) uważasz , że piszę o rzeczach mało istotnych , to zapewne masz racją. Wymyślam tematy, żeby było o czym pisać. Odnośnie tego co robili, co jedli, czy im smakowało itd. Nie piszę licząc na to, że uda mi się upolować jakąś ofiarę i nakłonić ją do tej pracy . Blog pisany przez dzieci byłby bardziej wnikliwy „od dołu” a jeśli coś trzeba by uzupełnić, to zawsze to zrobię. Wymyślanie tematów świadczy jeszcze o jednym – nic złego się nie dzieje. Nasza chora została zabrana do domu, ale ponieważ pochodzi z tych stron, było to najlepsze wyjście. Wróci do nas niebawem. Z najbardziej dramatycznych wydarzeń dzisiejszego dnia wymienić należy drzazgę w ręku i zgubiony (znaleziony) kolczyk. Nigdy nie przypuszczałem, że zgubienie kolczyka może wywołać tak gwałtowną i pełną rozpaczy reakcję. Cóż, nie jestem kobietą ani, tym bardziej, małą dziewczynką. Idę na poszukiwanie ofiary – pomocnika do bloga. I znalazłem.
Pisze Monika Chocha i Wiwiana Kołecka. Dzisiaj graliśmy w kalambury i uważam że ta gra jest zabawna. Umieszczenie jej naszym grafiku to świetny pomysł! Najbardziej podobało mi się jak skakaliśmy na trampolinie .
Piątek 13 lipca
Witaj drugi turnusie.
Rano pożegnaliśmy pierwszy a wieczorem pojawiły się nowe twarze w naszym domu. Nie do końca nowe, bo tylko pięć osób przyjechało do Piekła po raz pierwszy. Nie licząc zbyt precyzyjnie, można przyjąć, że 2/3 to stali uczestnicy a 1/3 „pierwszorazowcy”.
Jak zawsze pierwszego dnia, zajęć było bardzo dużo. Zagospodarowanie się w pokoju, zdjęcia do potrzeb gimnastyki ,omówienie regulaminów, przywitanie z Adamem – nauczycielem od tańców – i pierwsze zajęcia, zapoznanie się z topografią domu i najbliższej okolicy, dużo zabaw integracyjnych.
Niestety, nie wszystko przebiegło idealnie. Rano rozchorowała się jedna z dziewczyn i została zabrana do domu , aby nie zarazić pozostałych uczestników. A wieczorem mieliśmy ciężki atak tęsknoty. Zawsze gdy rodzić albo babcia dzwoni wieczorem , jest prawie pewne, że mały i szczególnie „pierwszorazowy „ uczestnik wpadnie w histerię i będzie chciał do domu. Prosimy zatem o telefony poranne, kiedy dzieci są pozytywnie nastawione do działań i mniej tęsknią!
W końcu to 13 piątek.
Po dwóch tygodniach wielkich upałów, nareszcie zaczął padać deszcz . W innej sytuacji bylibyśmy zmartwieni, ale po piekarniku, jaki przeżyliśmy, jest on ochłodą i długo oczekiwaną wilgocią dla roślin.
Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień wstanie słoneczny, bez tęsknot i chorób.
środa, 11 lipca 2012
Środa 11 lipca
Trudno uwierzyć, że jutro wyjazd do domu. Czas poprawił rekord świata w sprincie. Jak zwykle, ostatniego dnia zamykamy rozpoczęte działania. Pierwszym elementem finału był pokaz układów tanecznych. Na łączce wśród drzew odbyło się cudowne widowisko, wspaniale zatańczone, wspaniale zagrane, bawiące i wzruszające. Przeżyliśmy niezapomniane minuty artystycznych doznań. Ani trochę nie przesadzam i nie ma w tych słowach cienia drugiego dna. Zawsze zastanawiam się, czy codzienne ćwiczenia tańca mają sens w wakacje, kiedy swoboda i lenistwo jest prawem. Wątpliwości znikają podczas takich występów jak dzisiaj. Mam nadzieję, że taka sama konkluzja rodzi się w główkach naszych podopiecznych.
Nic o tym nie pisałem, ale codzienna gimnastyka jest dla niektórych bardzo ważnym aspektem obozu – może nawet najważniejszym. Dotyczy to osób z poważnymi wadami postawy, w przypadku których rehabilitacja jest jedyną nadzieją na bezoperacyjne zażegnanie problemu. Kilkoro dzieci codziennie jeździło do Gabinetu Dorsum w Krośnie, pozostałe ćwiczyły na miejscu . Wszyscy musieli przejść sprawdzian i wykazać się osiągniętymi efektami pracy. Zazwyczaj okazuje się, że efekty są satysfakcjonujące, pomimo krótkiego okresu pracy. Ważnym elementem „edukacji posturalnej” jest też analiza zdjęć, w której uczestniczą wszyscy zainteresowani. Widać tam wszystkie krzywości i prostości, oraz różnice pomiędzy pierwszym a ostatnim dniem obozu.
Było też oglądanie zdjęć zrobionych w ciągu całego obozu, były podpisy na koszulkach, pakowanie walizek, rozdanie nagród za najlepiej utrzymany porządek w pokoju. A nawet zdążyliśmy z pierwszą u nas edycją programu „mam talent” (wszyscy jakiś mają).
Jutro rano wyruszamy na północ, oddaję bloga w ręce Natalii i do zobaczenia w Warszawie.
Mój dzisiejszy wpis będzie nieco bardziej subiektywny, w porównaniu do wczorajszego. Zaczniemy od tego, że poprosiłam przed chwilą p. Erwina o małą wzmiankę na temat dzisiejszej „wielkiej” wyprawy na drugi koniec ogromnej działki, do uli. Sześcioosobowa grupka założyła długie, a co się z tym wiąże- ciepłe ubrania (temperatura dzisiaj była troszkę niższa) i wybrała się w szaleńczą podróż przez piekielne łąki. Kontrola uli polegała na sprawdzeniu liczebności, a co za tym idzie siły rodziny pszczół oraz podaniu preparatu zwalczającego pasożyty. W trzech z sześciu uli słychać było cudowne bzyczenie i woń świeżutkiego miodu. Ile ciekawych rzeczy dowiedziałam się oglądając pracującego przy pszczołach p. Erwina. Mieliśmy takżeszczęście zobaczyć matkę, która (i to nie jest żart) ma na plecach przyklejony specjalny numerek. Pozawala to określić jej wiek. Niesamowite prawda? A co do gimnastyki, to uwierzcie mi wszyscy, warto się było męczyć! Ja np. przyjechałam do Piekła z 6 stopniami skoliozy, a wyjadę z 3! Dodatkowo stan mojego umięśnienia podniósł się od poziomu pluszowego misia do Pudzianowskiego!
Wtorek 10 lipca
Łapię się na tym, że wydarzenia dnia wydają mi się nieatrakcyjne i niewarte wzmianki. Wystąpiła chyba jakaś relatywna reakcja na to, co się u nas dzieje. Codzienność , nawet bardzo atrakcyjna, jest dla mnie tylko codziennością. Myślę, że pierwotne plemiona polujące na mamuty, również traktowały swoje zajęcie jako standardowy element dnia. Co dziś robiliście? – a nic – upolowaliśmy mamuta.
Spróbujmy wspólnie ocenić, czy ostatnie dwa dni były ciekawe. Świerszcze zaczynają dawać nocne koncerty, to ich pora. Po świetlikach są świerszcze – oba gatunki są przyjazne człowiekowi i wprowadzają romantyczny nastrój. Inaczej jest z kleszczami, które przepadły bez śladu około dwóch tygodni temu – wyjątkowo szybko w tym roku. Następnym owadem utrudniającym życie jest bąk bydlęcy. Może wydawać się dziwne, że w blogu poświęconym dzieciom piszę o bąkach, ale problem jest poważny – mamy tu plagę! Wyjście na łąkę albo do lasu to ciągła walka z atakującymi i gryzącymi owadami. Co gorsza raz na jakiś czas zdarza się, że ugryzienie reaguje silną opuchlizną i stanem zapalnym okolicy. Dwutygodniowe upały uniemożliwiły piesze wycieczki, więc to się akurat dobrze złożyło. Ciekawostką też jest skąd tyle bąków bydlęcych , skoro wokół już nie ma bydła? Jeśli blog jest czytany przez rodziców, których dzieci wybierają się do nas, mam prośbę o zorientowanie się czy jest możliwe kupno czegoś w rodzaju „super offa” skutecznego na to robactwo.
Temperatura jest już poniżej 30 stopni w najgorętszym momencie dnia i wieczory są bardzo komfortowe pod tym względem. Poniedziałek i wtorek, to były dni na kończenie wszystkich rozpoczętych zadań. Jutro zaliczenie z gimnastyki, pokaz układu tanecznego i wielkie pakowanie. Dzisiaj byliśmy w Krośnie i poza zakupowym szaleństwem, nagraliśmy płytę w studiu nagrań. To też był koniec wieńczący dzieło, bo przecież piosenki były dość długo ćwiczone i dzieci włożyły w to dużo trudu.
To chyba niemożliwe, ale ktoś właśnie chce mi pomóc w pisaniu. To dobrze bo już czacha mi dymi i z trudem klecę myśli.
Hej, hej zatroskani rodzice!
Tym razem pisze dla Was jedna z uczestniczek Wakacji w Piekle, więc relację z dnia dzisiejszego będziecie mieli przedstawioną z trochę innego punktu widzenia. Prawie każdy z nas obudził się z dziwnym uczuciem w brzuchu. Nie były to jednak motyle. Już od paru dni chętni obozowicze, bardzo pogryzieni przez wyżej wymienione bąki, przygotowywali i szlifowali wybraną przez siebie piosenkę, którą mieli zaśpiewać w studiu nagrań. I oto nadszedł dzisiaj ten dzień, w którym wszyscy pojechaliśmy do Krosna. Więc moi drodzy, tym dziwnym uczuciem w był stres! Blade twarze i bolące brzuchy napędziły naszym opiekunom podejrzeń, że wśród piekielnej okolicy zalęgła się gromada zombie. Ale do rzeczy. Weszliśmy do oratorium, ustawiliśmy się wszyscy w półkolu (pierwsza piosenka była wspólna) i… zaczęliśmy śpiewać. Akompaniament gitary zapewniał nam, jeden ze wspaniałych opiekunów – p. Kamil. Następnie grupa 22 potworów rozdzieliła się na tych śpiewających i zakupoholików. Ci, którzy przyjechali do Krosna w celu wydania wszystkich swoich oszczędności, poszli z p. Przemkiem na rynek. Tam ogłoszony został czas wolny. Równolegle, w oratorium, rozgrzewane były struny głosowe na ten jedyny, najważniejszy występ. Spotkanie wszystkich uczestników na rynku w Krośnie oznaczało powrót do domu i niestety dalsze, planowane zajęcia. Gimnastyka, tańce. Ostatnie już przed Wielką Komisją odbywającą się jutro. Wtedy skoliozy, lordozy, kifozy i płaskostopia odchodzą w niepamięć, a dzieci wracają do domu proste i szczęśliwe. Dzień podsumowało wspólne słuchanie płyty ze studia nagrań i wspólne zabawy na sali gimnastycznej. Dla przyszłych turnusów: podczas zabawy w króla dżungli nie krzyczcie za trzecim razem JA!!!!!!!!!!!!!
Natka, jedna z tych wspaniałych czterech.
niedziela, 8 lipca 2012
Niedziela 8 lipca 2012
Poranny dzisiejszy wpis był tylko nadrobieniem zaległości za sobotę. Teraz spróbuję opisać co działo się w niedzielę, kiedy staramy się aby zazwyczaj nic się nie działo i próbujemy zrobić wszystkim coś w rodzaju dnia wolnego. Wiadomo, że przy dwudziestce dzieci nie ma czegoś takiego jak czas wolny dla opiekunów, nawet noc jest formą czuwania i, jak pokazał ten turnus, czuwania koniecznego (pocieszanie tęskniącej istoty, która markowała po nocy).
W niedzielę śniadanie jest o 9.30 i nic nas nie goni oprócz kościoła, do którego część dzieci idzie na 11.00, więc o 10.15 wyruszają z domu i mają do przejścia około 3 kilometrów do centrum wsi. Powrót jest samochodem, co w taką pogodę i pod górę, jest dużym ułatwieniem. Do obiadu plaża i basen były jedyną rzeczą, na którą nas było fizycznie stać. Aha, jeszcze odbył się turniej piłkarzyków. To jednak nieprawda, że do upałów można się przyzwyczaić. Dzisiejszy dzień był najbardziej lepki, bezwietrzny, duszny i osłabiający z całego ostatniego tygodnia. Tak musi wyglądać klimat tropikalny wilgotny. Wieczorna lekka burza, pomimo nadziei z nią związanych, przyniosła tylko niewielki deszcz i prawie nic się nie zmieniło.
Po obiedzie mieliśmy ostatnie próby przed wieczornym spektaklem teatralnym i gimnastykę.
Przedstawienie teatralne przygotowały cztery zespoły, które opracowały stare bajki w nowej wersji. Aktorzy posługiwali się marionetkami własnoręcznie zrobionymi z drewnianych łyżek, zaś akcja toczyła się bynajmniej nie według znanej wszystkim fabuły. Tak więc mogliśmy dowiedzieć się, że Czerwony Kapturek miał romantyczną kolację z wilkiem, na której – o ile dobrze zrozumiałem – zgrilowali babcię. Piotruś Pan odbił komuś narzeczoną etc. Aktorzy bawili się wyśmienicie i za kocem , za którym byli ukryci, toczyła się nie mniej ciekawa akcja niż powyżej. Po spektaklu jeszcze zdążyliśmy z turniejem „jaka to melodia”. Mycie i łóżeczko, jak zwykle zakończyło dzień. Młodsze dzieci nie doczekały do 22.00 i padły wcześniej zmęczone odchodzącym dniem. Wiatraki kręcą im się całą noc i są zdecydowanie pomocne w walce z upałem.;
Weekend jest dobrym momentem na odwiedziny i mieliśmy dzisiaj kilka osób, które chyba stęskniły się tak jak i dzieci. W prezencie dostaliśmy, zjedzone na deser, wyjątkowo słodkie arbuzy, za które tą drogą dziękujemy.
Powiedzmy teraz coś o Monice, pani prowadzącej zajęcia taneczne. Monika przywędrowała z Warszawy w te strony szukając, podobnie jak my, warunków do życia w przyjaźniejszym miejscu. Prowadzi w Krośnie zajęcia taneczne w kilku szkołach i Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza. Znamy się też z bieszczadzkiego GOPRu, gdzie służy jako ratownik. Ucząc dzieci u nas, tworzy układ taneczny będący historią, która opowiedziana jest ruchem. Finał będzie w środę.
sobota, 7 lipca 2012
Piątek 6 lipca.
Pierwszy tydzień wakacji za nami. Minął jak jeden dzień.
Noc minęła spokojnie i dzieci w namiotach, pomimo że gadały jeszcze dość długo, chyba się wyspały.
Upały nie ustępują i samochodowy termometr pokazał w południe, w Krośnie 36 stopni, u nas na górze kilka mniej. Pociechą, w tej sytuacji było zachmurzone po południu niebo, z którego grzmiało i padało dookoła, ale nie u nas. Szkoda, pół godziny deszczu pomogło by nie tylko nam ale i wysychającym roślinom. Troszkę chłodniejszy wieczór pozwolił na ponowne skorzystanie z boiska, na którym nie byliśmy już od dwóch dni. Boisko położone jest około stu metrów od domu na wypłaszczonym grzbiecie, z którego jest wspaniały widok na Bieszczady, Beskid Niski i nawet Tatry przy dobrej widoczności. Tym razem widok był na krążące w oddali burze i towarzyszące im błyskawice.
Tęsknota odczepiła się od dotychczasowej ofiary i próbuje przeskoczyć na następną.
Następną osobą zajmującą się dziećmi jest Paulina, która organizuje zajęcia plastyczne i przygotowuje z dziećmi przedstawienie marionetek na niedzielę. Paulina mieszka w Odrzykoniu i przychodzi do nas codziennie na kilka godzin.
czwartek, 5 lipca 2012
Czwartek 5 lipca
W pogodzie nic się nie zmieniło. Dom rozgrzewa się coraz
bardziej i pomimo, że na zewnątrz temperatura łaskawie zeszła do 30 stopni to
wszystko jest tak gorące, że wydaje się, że jest jeszcze cieplej. Zanotowaliśmy
rekord temperatury wody w basenie, termometr pokazał 31 stopni. Przed wakacjami zdecydowaliśmy się
zainstalować moskitiery w oknach, we wszystkich pokojach. Można zatem spać
korzystając z nocnego chłodu, bez obawy, że jakiś owad będzie nas niepokoić. W
taką pogodę jest to szczególnie istotne.
Dochodzą nas (tzn. dorosłych) wieści o kataklizmach
pogodowych w różnych częściach Polski. Czy to przypadek, czy też jakaś reguła,
że w rejonach górskich takie zjawiska nie występują? Być może grzbiety gór
stoją na przeszkodzie nawałnicom, które na równinach mają więcej pola do
działania. Od wielu lat omijają nas takie „atrakcje”. Prognozy dla naszego
regionu nie przewidują w najbliższym czasie deszczu, zapowiada się
następna spokojna, księżycowa noc.
Kilkanaścioro obozowiczów zdecydowało się nocować w namiotach i do 22.00 tylko
jedna osoba zrezygnowała z powodów ogólnych. Quiz dla rodziców – która?
Dziewczyny z jednego z pokojów śpią na tarasie. Śpią ale czy się wyśpią?
Jeśli ktoś w ogóle czyta tego bloga, to zapewne zauważył,że
niewiele jest o rzeczach tak prozaicznych, jak np. jedzenie. Spróbuję naprawić
tę lukę w informacji. Mamy pięć posiłków dziennie: śniadanie o 9.00, drugie
śniadanie o 11.30, obiad o 14.00, podwieczorek o 16.00 i kolację o 19.00.
Ponadto na kredensie zawsze znajdują się słodycze i różna ciastka na dopchanie
się po posiłkach. Do tego dochodzi lada z lodami – w taką pogodę odwiedzana
kilka razy dziennie (pod kontrolą). Picie jest na stole dostępne w dzień i w nocy,
bez ograniczeń. Porcje nie są racjonowane, możliwa jest nieograniczona ilość
dokładek – do wyczerpania zapasów. Kończyło się to czasami (w przypadku np. pierogów
lub grzanek) popisami i próbą bicia rekordu, a ostatecznie niedyspozycją
następnego dnia.Po przeczytaniu informacji o wyżywieniu, moja babcia by się
ucieszyła, że jestem na dobrym obozie.
Kontynuujmy wątek opiekunów. Drugą osobą na stałe obecną
przy dzieciach jest Kamil Mąka. Pracuje u nas pierwszy raz i przyglądamy mu się
uważnie, z dnia na dzień spokojniej, widząc że ma talent opiekuńczy, świetny
kontakt z dziećmi i mnóstwo energii. Pozostaje obawiać się, czy wytrzyma w tym
tempie pięć turnusów. Kamila marzeniem jest skończyć wyższą szkołę teatralną i
właśnie próbuje się dostać na ten kierunek do Krakowa. Umiejętność opieki nad
dziećmi zdobył jako aktywny od lat harcerz. Skojarzyłem w tej chwili, że przez
te wszystkie lata (już prawie dwadzieścia), nasi opiekunowie wywodzili się z
harcerstwa i zawsze zostawali ratownikami GOPRu. Może miałem w tym swój skromny
udział będąc dość aktywnym ratownikiem w Bieszczadzkiej Grupie GOPR.
środa, 4 lipca 2012
Środa 4 lipca 2012
Wydawało mi się, że
uda się w końcu posadzić kogoś do klawiatury i że dowiemy się jak wygląda pobyt
w Piekle widziany oczyma uczestnika. Połowę planów udało się zrealizować, czyli
posadzić trzy dziewczyny do pisania. Po dwóch godzinach zajrzałem do pokoju i
zobaczyłem włączony komputer, przy nim nikogo, otwarty dokument i początek tekstu, a konkretnie słowo
..Dzisiaj… i nic więcej. Coś ciekawszego odciągnęło dziewczyny od pisania. Cóż,
zawsze to coś, wykorzystam zatem to, co już napisały i będę kontynuował.
Dzisiaj był chyba najgorętszy dzień tych upałów – tak
powiedziała pani w radiu – mieliśmy temperaturę 34 stopnie a w basenie 30. W
dalszym ciągu staramy się nie wychodzić z cienia i nasz obóz ma mocno
stacjonarny charakter, jak dotąd żadnej wycieczki i oprócz niedzielnego wyjścia
do kościoła, do wsi, żadnego oddalania się ponad 100 metrów. Myślę, że dzieciom
się podoba. Wpadliśmy wprawdzie w pewien schemat codziennych zajęć ale chyba za
wcześnie mówić o znudzeniu. Dzisiaj pojawił się następny temat – karaoke. Z
podziwem patrzyliśmy jak bezproblemowo i bez zahamowań dzieci dawały sobie radę z mikrofonem.
Zwierzęta leśne żyjące w tej okolicy powrócą dopiero na początku września.
Rozpoczynam prezentację osób zaangażowanych w pracę z
dziećmi . Kilka sylwetek jest opisanych w stałym szablonie bloga, a zatem
brakuje Przemka, Kamila, Pauliny, Moniki,
Łukasza.
Przemek Łamasz przyjeżdżał do nas przez wiele lat, zaczął
jako dziesięciolatek i skończył w wieku prawie maturalnym. Po krótkiej przerwie
wrócił, tym razem jako opiekun. Studiuje na Politechnice Wrocławskiej a wakacje pracowicie spędza u nas. Jest
znawcą Piekła i wszystkiego co się z tym wiąże. Pierwszy wstaje i ostatni
kładzie się spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)