Czwarty dzień, czwartek 4 sierpnia
No i stało się. Zostałyśmy wrobione w bloga(to znaczy Małgosia, Marysia i Magda). Dzisiaj dla odmiany po śniadaniu nie było tańców, tylko wszyscy wybraliśmy się na wyprawę do Jaskini Pająków. Jest to stały punkt programu dla każdego turnusu. Po półgodzinnym marszu, przedzieraniu się przez gałęzie i błoto, dociera się nad urwisko w lesie. Ponieważ jest tam naprawdę wąsko, a dzieci znane są ze swojej ruchliwości, ,,opiekuny” stają się wtedy wyjątkowo nerwowe. Nikt nie powinien zbliżać się do krawędzi czy nawet stać. Ci, co chcą zsunąć się na dół i przeciskać się przez skały, by zobaczyć przerażające białe kokony, zwisające z sufitu, mają wtedy swoją szansę. My jednak uważamy, że już samo zejście na dół po linie jest przygodą (chociaż tym razem nie zeszłyśmy). Kiedy wszyscy wrócą na górę, nadchodzi czas na drugie śniadanie. Procedura jest prosta: opiekun wykrzykuje, z czym jest kanapka, a następnie rzuca ją w stronę chętnego. Pasztet, pasztet, almette, pasztet, ser żółty, szynka, NUTELLA, pasztet. Później dostajemy jeszcze po batoniku i ruszamy w drogę powrotną.
Las to oczywiście idealne miejsce dla zabaw. Zanim doszliśmy do domu, zagraliśmy może z 5 razy w „Baba Jaga patrzy!”(w wersję z drzewami). Oprócz tego szukaliśmy osób z przeciwnej drużyny, sprytnie pochowanych w kępach paproci albo po prostu pod gałęziami. Największe emocje wzbudziła jednak konkurencja „Stwórz leśnego ludka”, której wyniki będzie można wkrótce zobaczyć na zdjęciach. Każda drużyna miała łącznie 5 minut na wyłonienie i udekorowanie wybranej osoby, w możliwie najbardziej szalony sposób. Nie chcemy zdradzać wiele szczegółów, ale jedną uczestniczkę wysmarowano błotem.
Na obiad dostaliśmy żurek(z kiełbasą lub bez, z jajkami lub bez) i, rzecz wielce popularną- pizzę. Później odbyła się tradycyjnie gimnastyka dla starszej grupy, a młodsi poszli na basen. Tańców dzisiaj niestety nie było, a to po prostu dlatego, że pan Adam nie mógł dojechać. Po podwieczorku młodsi zaczęli ćwiczyć, a my, z nudów, graliśmy w piłkarzyki. Propozycja, by pójść na boisko i pograć w prawdziwą piłkę, została zatem entuzjastycznie przyjęta.
Cóż by tu powiedzieć o meczu… drużyny były po 8 i 9 osób, wliczając w to 5 dziewczyn. To wcale jednak nie wyglądało tak, że stałyśmy z boku i patrzyłyśmy, jak inni się rzucają na piłkę. My rzucałyśmy się razem z nimi, dosłownie gryząc kostki naszym przeciwnikom. Gosia strzeliła 4, Iza 3, a Marysia jednego gola. Olga z kolei kopała po nogach, starając się też odbierać podania. Ostateczny wynik meczu doprawdy ciężko ustalić. Chyba było 16:9. Ale i tak wygrałyśmy.
Byłybyśmy zapomniały. Dzisiaj na boisku do siatkówki rozbiliśmy namioty i 8 osób będzie w nich nocować. Co za przygoda! To by było na tyle. Idziemy oglądać horrory
No i mamy zupełnie inne spojrzenie. Sam jestem ciekaw jak to wygląda z perspektywy uczestnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz