poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ósmy i dziewiąty dzień w Piekle, 21-22.08.
W niedzielę staramy się odpocząć, wobec czego nie ma zajęć . To znaczy są ale inne niż co dzień. Nazwijmy je „ratunkowe”, czyli staramy się zająć czas osobnikom nudzącym się i nie potrafiącym samemu wykorzystać wolnych godzin. Nie było żadnych męczących ćwiczeń, pieszych wycieczek itp. Dla większości niedziela była dniem plażowym. Z ciekawszych wydarzeń należy odnotować lokalną, udaną próbę bicia rekordu ilości gitar grających jednocześnie Hey Joe Hendrixa . Jeśli dobrze policzyłem, było pięć gitar, banjo i kontrabas. Jak na nasze wyludnione Piekło to niezły wynik.
Przyplątał nam się jakiś wirus, prawdopodobnie przywieziony skądś do Piekła. Pierwsze zareagowały moje osobiste dzieci a później kilkoro wspólnych. Objawia się bólem gardła, czasem kaszlem i w dwóch przypadkach, nieznacznie podwyższoną temperaturą. Dzisiaj mieliśmy chyba (oby) apogeum zjawiska.
Kilku chłopców spało tej nocy w namiotach – przeżyli.
Nareszcie upały pozwalają cieszyć się prawdziwie wakacyjną atmosferą. Poniedziałkowe zajęcia tańca odbyły się częściowo w wodzie (waterrobic?), podobnie jak powrót z wycieczki do Odrzykonia. Niektórzy wskakiwali do basenu w ubraniach, chłodząc się po męczącym podejściu na naszą górę. Może powinienem wspomnieć, że dom stoi sobie daleko poza wsią, samotnie, w miejscu, gdzie nikt nie chciał mieszkać i tylko bieda zmuszała ludzi do takich decyzji. Kiedy tylko nadarzała się okazja, mieszkańcy uciekali na dół, gdzie łatwiej było żyć. Dalej tak robią, chociaż ci, którzy zostali odchodzą z Piekła idąc zazwyczaj w swoją ostatnią drogę. Młodzi dawno zwiali. Jedynym wyjątkiem w tym zjawisku jest nasza rodzina, która obecnie stanowi blisko połowę mieszkańców przysiółka. Jedyne od wielu lat dzieci, które się tu urodziły, to nasze dzieci. Dla nas to miejsce nie jest zsyłką a najpiękniejszą wyspą wśród świata, jaki wszyscy dobrze znamy. Jeśli przebywające tutaj dzieci zauważą chociaż niewielki kawałek tej „wyjątkowości”, chcą zazwyczaj wracać i zdarzało się już, że potrafiły wprost powiedzieć, że w przyszłości chciałyby mieszkać w takim miejscu (pozdrowienia dla Janka „Kreta” Rosnera i Adasia Buśko!). Odbiegłem od głównego wątku, którym było męczące podejście pod górę – w takim momencie łatwo zrozumieć motywację tych co się wyprowadzili. Celem wycieczki były kapliczki odrzykońskie, których jest mnóstwo a każda ma swoją historię, sens i intencję postawienia. Z zebranych materiałów spróbujemy zrobić albumik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz