poniedziałek, 18 lipca 2011

Dwunasty dzień, niedziela, 17 lipca.

Letni upał napisał scenariusz dzisiejszego dnia. Po kościele dla chętnych, spędziliśmy czas przy domu kąpiąc się w basenie (także w ubraniach), malując, kończąc prace krawieckie i ciesząc się większą ilością czasu niż w dzień powszedni. Nie obyło się bez gimnastyki, ale tym razem biernej i mniej męczącej. Wieczorem, kiedy zrobiło się chłodniej, na zakończenie dnia, cała grupa grała w piłkę na boisku. Wieczór dzisiejszy jest jak wymarzony – ciepły, spokojny, pełen świerszczowego cykania. Niektóre dzieci też to widzą, niestety nie wszystkie. A może wszystkie, ale nie wszystkie potrafią to wyartykułować. Ciekaw jestem w którym okresie życia kończy się możliwość rozwoju wrażliwości. Może jakiś czytelnik – psycholog podpowie? Jeśli tak jak większość wyższych uczuć, to o ile pamiętam, dość wcześnie. Jeśli do rozwoju tej wrażliwości potrzebny jest katalizator, to tutaj go mamy w postaci obrazów, zapachów i dźwięków.
Został nam jutrzejszy dzień. Spróbuję coś teraz podsumować, bo w zamieszaniu ostatnich godzin może zabraknąć jutro czasu na wpis. Opinię , czy obóz był udany, zostawiam dzieciom do wypowiedzenia. Każde na pewno inaczej go przeżyło i co innego zadecydowało o tym, jak będzie wspominać te dwa tygodnie. Dla mnie były to udane dni, bez większych problemów. Te problemy, które się pojawiły możemy pisać przez bardzo małe „p”. Na większości obozów przeszłyby niezauważone i nic nieznaczące wobec spraw ważniejszych. Poznaliśmy nowe dzieci, polubiliśmy je i będziemy za nimi tęsknić. Nie piszę nic o sprawach rehabilitacyjnych, bo w tej kwestii należy atakować NKPZ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz