piątek, 22 lipca 2011

Dzień trzeci, czwartek 21 lipca.



Powoli zbliża się połowa naszych „wakacji” (cudzysłów wstawiony jest z myślą o osobach pracujących przy organizacji pobytu naszych dzieci) i czuję, że pisanie bloga zaczyna przypominać walenie głową w mur. Każda myśl, którą próbuję zamieścić, albo już była, albo jest zbyt płytka żeby się nią dzielić, albo i jedno i drugie. Jutro muszę zorganizować akcję i złapać któreś z dzieci, aby mnie wsparło. Jeśli się uda, nie będzie to precedens. W przeszłości trafiały się osoby, które z uwielbieniem wyręczały mnie w tym zajęciu. Jest nadzieja……
Za wcześnie jeszcze żeby mówić co myślę o grupie, która gości u nas od wtorku, ale wstępne wrażenie już jest i jeśli sytuacja rozwinie się w dobrym kierunku, będziemy mieli co wspominać – w pozytywnym znaczeniu. Grupa jest aktywna i poza wyjątkiem bardzo nielicznych osób zaatakowanych wstępnym stadium dolegliwości zwanej „krowiastością” w przypadku dziewcząt i ‘”zgrzybieniem” w przypadku chłopców, bardzo chętna do wszelkiego rodzaju proponowanych zadań. A czeka nas sporo.
Po dzisiejszym dniu mam wrażenie, że nie da się czasu bardziej nafaszerować zajęciami. Wykorzystywaliśmy pogodę, która jeszcze nam sprzyja, ale od jutra ma się dramatycznie pogorszyć. 15 stopni w drugiej połowie lipca to mało atrakcyjna perspektywa. Ale może dzięki temu będzie więcej czasu na projekty, które zaplanowaliśmy w tym roku i które spadają nie ruszone z turnusu na turnus .
Acha!... wracam do pojęcia krowiastości i zgrzybienia. W ubiegłym roku już to opisywałem, ale warto wspomnieć jeszcze raz, że nie jest to stan ciała, a ducha, objawiający się niechęcią do rzeczy proponowanych , choćby nie wiem jak atrakcyjnych dla innych i obiektywnie interesujących. Walka z tą przypadłością jest trudna, ale znamy przypadki uleczenia, które miały miejsce właśnie u nas. Niestety terapia jest długotrwała i wymaga dobrej woli osoby zainfekowanej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz