piątek, 8 lipca 2011

Trzeci dzień, piątek 8 lipca.



Znowu jemy na zewnątrz, to znaczy że pogoda pozwala cieszyć się latem – tak chciałem zacząć i nic więcej nie dodawać na temat pogody, ale wieczorem spłatała nam psikusa i ściągnęła nad okolicę rozległą burzę trwającą cztery godziny. W ten sposób zamiast jeździć na tyrolce, co było zaplanowane i obiecane, siedzieliśmy w uprzężach czekając na koniec burzy. Dopiero po kolacji rozpogodziło się na tyle, że mogliśmy chwilę potyrolkować.
Rzadko spotykanym zjawiskiem jest, że dzieci padają do łóżek przed 22.00 a tak właśnie było dzisiaj. Zazwyczaj to my słaniamy się próbując dorównać w aktywności podopiecznym. To chyba zasługa naszej tyrolki. Podejście na start, przejście wiszącego mostu, zjazd, powrót na górę i jeszcze raz to samo jest „samograjem” wymagającym dużo wysiłku. Emocje związane z zabawą każą zapomnieć o zmęczeniu, które się jednak pojawia na koniec.
Szukam chętnych do pisania bloga. Na razie nikt się nie zgłosił, ale znając dzieci, jutro będą chętni.
Nie udało się uniknąć zatargów pomiędzy dziećmi. Ale wszystko idzie w dobrą stronę, więc nie rozwijam tematu. Zrobię to jak będzie trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz