poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Dzień piąty.
Dzień piąty i święty, bo niedziela. Po śniadaniu okazało się, że aż jedenaście osób chce iść do kościoła, co oznaczało, że trzeba będzie iść pieszo, bo wszyscy nie zmieszczą się do aut. Usłyszawszy tę wiadomość parę osób chciało zrezygnować, dzięki czemu ilość osób zmniejszyła się dostatecznie, by podróż odbyć jednak samochodem. No i wiadomo, jak się to skończyło.
Z powrotem wrócili już jednak samochodami. A ci, którzy zostali w domu, ewangelizowali się przy Disney channel. Potem było drugie śniadanie, po drugim śniadaniu nie było nic. I tak właśnie powinno być w niedziele – nic się nie robi, tylko leży się na trawie na słońcu, gra się w piłkarzyki, albo robi się całą masę innych rzeczy, na które przez pozostałe sześć dni tygodnia szkoda nam było czasu. O, albo ogląda ,,Mikołajka”. Tylko czemu nie czyta? Książka była lepsza…
Po obiedzie niektórzy poszli ćwiczyć, a niektórzy nie. Po podwieczorku ci drudzy niektórzy poszli ćwiczyć, a ci pierwsi nie – poszli do lasu. W lesie jest fajnie – jest dużo wilków, niedźwiedzi, potworów z Loch Ness, yeti i tygrysów szablasto zębnych, tak że jest co robić. Dzisiaj na górskich ścieżkach było dużo błota, a jednocześnie tuż przy brudnych kałużach wiły się małe górskie strumyczki krystalicznie czystej i przejrzystej wody. Ciekawe, czemu tak się dzieje.
A po kolacji – dyskoteka. Ale ja jestem zbyt leniwa na dyskoteki, a poza tym ktoś te słowa musi napisać.
Minęły cztery dni turnusu, nie licząc środy godziny dziewiątej wieczorem, kiedy obozowicze przyjechali. Z integracją od samego początku nie było tu żadnych problemów, i póki co nadal tak jest. Pozostał jeszcze tydzień, chociaż z doświadczenia wiem, że w przyszły poniedziałek nie będzie tu osoby, która nie zastanawiałaby się, jak to możliwe, że dwa tygodnie da się przeżyć w jeden dzień.

Mój dopisek.
Czytając słowa Aliny można odnieść wrażenie, że dzień był baaaardzo leniwy. Był, ale nie dla wszystkich, część osób, które tu się znalazły, ma do wykonania poważne zadanie i od niego nie ma świąt. Ratują się przed konsekwencjami skoliozy, ćwicząc bardzo intensywnie. Na co dzień gimnastyka jest dla wszystkich - jeśli nie leczniczo to profilaktycznie, w niedzielę tylko dla „wybrańców”. Probierzem zintegrowania bywa dyskoteka i zazwyczaj pierwsza jest „drętwa”, bo różnice wieku, bo za jasno, bo za ciemno, bo muzyka za wolna, bo za szybka. Druga wychodzi lepiej i żadne różnice nie przeszkadzają. Dzisiejsza (pierwsza) była chyba drętwa, bo nie doczekała ciszy nocnej. Zastąpiło ją karaoke znajdujące coraz więcej zwolenników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz