wtorek, 31 sierpnia 2010
Ostatnich dni kilka i ostateczne podsumowanie ;)
Dzień dziewiąty.
Już od rana trwały ostatnie przygotowania do długo oczekiwanego koncertu. Nasz konferansjer (Julian) biegał po domu jak w gorączce, zbierając informacje na temat repertuaru. Cierpliwie wysłuchaliśmy szalonych popisów na fortepianie małej Marysi i Iny oraz dosłownie wstrzymywaliśmy oddech podczas występów Alicji i Wawy. Następnie swoje umiejętności w grze na skrzypcach zaprezentowały Michalina i Marysia Ż. Po części klasycznej przenieśliśmy się z salonu do sali ćwiczeń, gdzie Filip i Mateusz dostarczyli słuchaczom niezapomnianych wrażeń nie oszczędzając głośnika i popisując się doskonałą znajomością gitary elektrycznej. Potem Marysia Ż. wzniosła się na wyższy poziom abstrakcji, wykonując z gitarą cztery piosenki własnego autorstwa (ze zbioru stu pięćdziesięciu.) Na samym końcu wysłuchaliśmy piosenki grupowej „Yellow” w składzie na gitarę (Dominik), gitarę elektryczną (Filip) i wokal, który wykonał nie kto inny, jak nasza niezastąpiona Marysia Ż (jak sama przyznała, jedyne czego nie umie, to grać na puzonie).
Po obiedzie nastąpiły zwyczajowe ćwiczenia i tańce, a po kolacji kolejny NMF (Nocny Maraton Filmowy). Przypuszczam, że oglądanie filmów od zmierzchu do świtu prędko nam się nie znudzi, a już na pewno będziemy się tym ekscytować do przedostatniej nocy (wstępnie ustaliliśmy, aby jednak ostatnią noc spędzić w swoich łóżkach. Oczywiście nie dlatego, że nam się znudziły filmy, ale po prostu dla samej idei nie spania na matach. Szczerze mówiąc sama przyznaję, że po spaniu na podłodze bolą wszystkie kości i kilka kosteczek, jednakże spanie „w kupie” jest na tyle fajne, że każdy się poświęca).
Nawias powyżej zrobił się podejrzanie długi, a zegar na monitorze pokazuje podejrzanie późną godzinę. Lepiej więc będę kończyć. Dobranoc.
Michalina
Dzień dziesiąty
Po śniadaniu, ubrani w maskujące kolory wyruszyliśmy raźnie do lasu, gdyż w planie mieliśmy gry terenowe. Nasz entuzjazm ostudził nieco werdykt pani Zosi mówiący, że nie ma mowy o naszych dwóch ulubionych zabawach (w linę i we flagi) gdyż zbyt wiele osób łamie sobie lub obtłukuje podczas nich ręce i nogi. Ta decyzja nie przeszkodziła nam jednak pobić rekordu w stawaniu na pieńku (osiem osób), rozplątywania się z wielkiego supła kończyn górnych oraz, tak jak w moim przypadku, wypaćkania się od góry do dołu trawą i jeżynami. Prawdę mówiąc najlepiej chyba bawiłam się przy zmodyfikowanej wersji „Raz dwa trzy baba jaga patrzy”, podczas której pan Przemek i pan Dominik wypadli w roli wcześniej wspomnianej baby jagi niezwykle przekonująco.
Po powrocie wszyscy wzięli prysznic, a ja dodatkowo wytrzepałam spodnie i bluzę (wolałam nie wiedzieć, jakież to zacne żyjątka upodobały sobie moje stylowe ubrania na mieszkanie).
Potem obiad, ćwiczenia i tańce. Układy idą nam już coraz lepiej – w końcu już w sobotę pokaz.
Po kolacji odbyło się karaoke. Chętni do nagrywania piosenek w studiu wykonywali je przed obozową publicznością. Wielką popularnością cieszy się Doda – jej piosenkę wykonują aż cztery (!) osoby. Uwierzcie mi, jeżeli nie sądziliście, że przez Dodę uszy mogą autentycznie puchnąć, to ja jestem tego żywym dowodem.
W nocy obejrzeliśmy tylko dwa filmy – prawie wszyscy pozasypiali podczas pierwszego, nie mówiąc już o drugim (to pewnie dlatego, że były bez napisów, po angielsku). W środku nocy jakiś nieznany bohater wstał i wyłączył rzutnik, jednakże głośnik szumiał jeszcze przez całą noc. Otworzyły się także drzwi prowadzące na dwór, dlatego nad ranem obudziła wszystkich mucha. Nawiasem mówiąc, bzyczała głośniej niż głośnik, ale nikomu nie przeszkodziło to uważać, że i tak było świetnie.
Michalina
Dzień jedenasty
W związku z tym, że w tym dniu jechaliśmy do Krosna, pan Dominik zaapelował na śniadaniu, abyśmy elegancko się ubrali i nie robili mu obciachu. Jako że jesteśmy nadzwyczaj posłuszną grupą wszyscy zastosowali się do tego polecenia. O 10.30. zebraliśmy się wszyscy wyelegantowani i wypachnieni przed busem, który zawiózł nas do miasta. Pierwszym przystankiem było studio, gdzie wszyscy chętni mieli możliwość nagrania swoich piosenek. Podczas gdy liczna grupa osób produkowała się przy mikrofonie, reszta szalała na pobliskim placu zabaw (w którego skład wchodziły dwie huśtawki, zjeżdżalnia i karuzela). Po około godzinie( kiedy wszyscy zdążyli już zjeść drugie śniadanie i zaczynali poważnie się zastanawiać, czy aby na pewno w studiu nie było czarnej dziury) wyruszyliśmy na starówkę. Po ogłoszeniach (zbieramy się tutaj równo o czternastej! Nie pięć po, nie dwie po, ale o czternastej!) rozeszliśmy się po rynku w około czteroosobowych grupach, z zamiarem kupowania baniek mydlanych, jedzenia lodów i robienia mnóstwa innych rzeczy.
Po upływie wyznaczonego czasu zebraliśmy się wszyscy w miejscu zbiórki, a Przemek omal nie popłakał się z radości i zdziwienia, że wszyscy przybyli punktualnie. Wróciliśmy więc do busa, który odwiózł nas z powrotem do naszego kochanego Piekiełka , prosto na obiad.
Wieczorem odbyła się także dyskoteka. Nie dowierzaliśmy własnym uszom, kiedy mówiono nam, że na innych turnusach dyskoteka przypomina bardziej zbiorowe podpieranie ścian. Jak i za poprzednim razem, na tej dyskotece wszyscy świetnie się bawili. Tak świetnie, że potem nie mieliśmy siły na nocne oglądanie filmów, i dla odmiany tę noc spędziliśmy w swoich łóżkach
Michalina
Dzień dwunasty
Wczoraj, wyczerpani po męczącej dyskotece położyliśmy się we własnych łóżkach. Zmuszeni do przerwy w nocnym oglądaniu filmów, obudziliśmy się wypoczęci i zrelaksowani. Pełni energii i zapału do pracy oczekiwaliśmy naszego pokazu tanecznego, jednak okropna pogoda pokrzyżowała nam plany. Skończyło się na ćwiczeniu i doskonaleniu szczegółów na sali gimnastycznej.
Druga grupa, w nadziei że ulewa minie tworzyła projekty wzorów, które wieczorem mieliśmy układać ze świeczek na trawie. Pogoda faktycznie się zmieniła, ale na gorszą. Kiedy pomysły się nam wyczerpały, rozegraliśmy turniej w piłkarzyki. Zwyciężyli Filip i Marysia (gratulujemy). Po obiedzie (grochowa i kurczak) przygotowanym przez panią Zuzię, popędziliśmy na gimnastykę, zmotywowani obietnica pani Zosi że pokaze nam fajne cwiczenia. Nie zawiedliśmy się- poznaliśmy kilka nowych ćwiczeń relaksacyjnych, które były zreszta bardzo przyjemne. Za to druga grupa rozwiązywała zagadki kryminalne i grała w kalambury.
Na dzisiejszy wieczór mamy zaplanowane oglądanie filmów całą grupą, wiec musimy już Kończyc i biec na sale.
Dobranoc
Marta P.
Marta K.
Dzień przedostatni….ja opiszę ( Zofia Gorczyca)….bo oni sami nie potrafiliby się pochwalić!!!
Właściwie wszystko robili super…i ćwiczenia … i tańce…i super ułożyli klucz wiolinowy ze świeczek, który jeszcze płonie…i super się wyprostowali…i super rozciągnęli…i super śpiewali… i super jedli kulturalnie i bez grymasów….i ja chcę, żeby tu zawsze przyjeżdżali…..
Ostatni turnus pozostawia wrażenie jakie towarzyszyć mi będzie w czasie planowania następnego sezonu…dobre wrazenie!
Z taką młodzieżą praca była przyjemnością i dla wychowawców i dla Pani Beaty od tańców i dla mnie.
Jeszcze JA jeszcze ja :):)
Stało się.
Pojechali.
Ostatnie dni były tak fajne, że do radosnego oczekiwania na koniec sezonu, czyli dla kadry początku wakacji, wkradł się lekki smutek i żal..
Filip, który wespół z Umą przegrał ze mną ( Zuzią) i panem Erwinem ostatni mecz w piłkarzyki odgrażał się, że za rok nas pokonają – także cóż – dzięki, i do zobaczenia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
przeczytałam cały blog od deski do deski - chciałabym żeby mój syn pojechał kiedyś do was na wakacje - na razie ma 4 lata więc jeszcze będzie musiał poczekać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis. Wiemy wszyscy jakim skarbem są dla nas dzieci i te własne i "czasowo własne". Robimy co się da, żeby dzieci przebywające u nas były bezpieczne, szczęśliwe i chciały tu powrócić. Nie zawsze wszystko idzie idealnie - za dużo czynników wchodzi w grę, ale na ogół jest tak jak powinno być. Te wakacje były udane, prawie nic ich nie popsuło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż przeczytałam, od początku do końca. I aż łza się w oku zakręciła! Po 11 turnusach wciąż mam ochotę jeszcze raz pojechać i powspominać :)
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia dla wszystkich, którzy jeszcze mnie pamiętają - Ania Soluch
jesteście niesamowici!! jesteście dla mnie wzorem - pozdrawiam mama Justyna :)
OdpowiedzUsuń