czwartek, 12 sierpnia 2010
Na wstępie dziękuję za spełnienie mojej wczorajszej prośby. Miło mi czytać tak przychylne i ciepłe komentarze. No, przyznam, że mam głęboką nadzieję na to, że uda mi się po osiągnięciu tej przereklamowanej pełnoletniości na czas załatwić wszystkie tak ukochane przez nasz ustrój formalności, by już latem, za rok, móc przyjechać tu jako opiekun. Ale to na razie tylko plany, choć ich zrealizowanie również mam w planach.
Dziś z samego rana pojechaliśmy do Krosna, do studia nagrań, by w końcu nagrać piosenki, które dotychczas ćwiczyliśmy. Na szczęście mieliśmy jeszcze trochę wolnego czasu między przyjazdem pod studio a zabraniem się za właściwy cel podróży, ale niestety wstyd i zdenerwowanie zrobiły swoje, bo oprócz mnie nikt w ostatniej chwili nie ćwiczył tego w formie próby generalnej. Tylko ja, siedząc razem z innymi na placu zabaw, darłam gardło na całe Podkarpacie… ,,I love you, baby, and if it’s quite all right, I need you, baby, to warm my lonely night, I love you baby, trust In me when I say…” Problem w tym, że mam dość niski głos jak na dziewczynę (podejrzane, wiem), więc nie było łatwo wyciągać w studiu te wszystkie wysokie dźwięki a la Mariah Carrey. No a poza tym nie umiem śpiewać. Ale to nic, na szczęście innym poszło lepiej. Nie wiem, skąd się wziął ten fenomen, ale na każdym turnusie na karaoke znajduje się choć jeden mały brzdąc, który chce zaśpiewać ,,Pokolenie” Kombii. I tu też się znalazł jeden taki właśnie młody człowiek który zaśpiewał to tak dobrze, jak jeszcze tu w Odrzykoniu nie słyszałam.
Jak już było po zabawie, wybraliśmy się na rynek miasta. Tam w piekarni ,,Warunek” nabyliśmy rogale w czterech smakach, a potem mieliśmy chwilę czasu na rozlezienie się każdy w inną stronę. No więc ja też się rozlazłam, aż zalazłam do wielkiego sklepu z biżuterią, co, jak się okazało, było błędem, bo nie jest łatwo wyciągnąć alkoholika z winiarni. Spóźniłam się chwilę na zbiórkę, ale na szczęście Przemek o mnie pamiętał, zaczekał i zaprowadził to autobusu. Stara a głupia, wiem.
A potem okazało się, że na obiad jest bardzo dużo pizzy. Ale dla nas to nie problem, nie dla dzieci Pizzy Hut, KFC i innych cudów tego świata. Wegetariańska, margherita, z szynką, salami… czego chcieć więcej od wakacji…
Wakacji, które już się kończą, o czym najbardziej dają znać telewizyjne reklamy wszystkich kablówek. Nieładnie.
Po obiedzie, jak to zwykle, były tańce i gimnastyka, a po kolacji, na której była pizza, cały obóz poszedł sobie na boisko. Fajne miejsce – rozciąga się z niego widok na całe Krosno, a wieczorem nie tyle widać stamtąd miasto, co mnóstwo różnokolorowych, rozsypanych między górami światełek. Zupełnie jak zimą na Nowym Świecie, też jest pełno światełek. Przepraszam, że tak dziwnie teraz piszę, ale jestem krótkowidzem (+2,5 jedno oko i +3,5 drugie) więc bez okularów widzę tylko światełka, nic więcej.
Jutro jest piątek. Wiem, co się jutro będzie działo, ale nie powiem. Będę wredna, a co. Do jutra. Alina.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz