poniedziałek, 5 lipca 2010

Dziewiąty dzień.

Do obiadu było słonecznie i ciepło, a później coraz gorzej, jeśli chodzi o pogodę. Część grupy wybrała się do kościoła, pozostali pozostali w domu. Obserwując przebywające u nas dzieci, widzimy jak oswajają się z domem i całym otoczeniem. Po kilku dniach mają wydeptane „swoje ścieżki”, jakieś, bazy, kryjówki, tajemne miejsca. A czasami zdarza się, że po latach odzywa się ktoś, kto jako dziecko bywał u nas i w sobie tylko znanym miejscu „zakopał kawałek serca”. W dniu takim jak dzisiejszy, kiedy jest więcej czasu na zajęcie się sobą, widać szczególnie wyraźnie, że Piekło już nie jest straszne, ani obce. Pewnym sprawdzianem określającym stopień zadomowienia jest dyskoteka. Przed chwilą się skończyła i według kryterium „udaności” była jedną z najlepszych w ostatnich czasach. Bawili się świetnie i pomimo wcześniejszej zapowiedzi, że będzie tylko do 22.00, przeciągnęła się o półtorej godziny. Żal było przerywać dobrą zabawę.
W domu już cisza, wszyscy śpią, może niektórzy jeszcze tańczą w snach YMCA, o które tak walczyła p. Beata, przed którym się wzbraniali, aż przyszło niespodziewanie, zaatakowało na dyskotece i odpłaciło radością tańca za wszystkie wykonane ćwiczenia.
Natalię odwiedziła mama spędzająca urlop w Bieszczadach. Lubimy, jak rodzice odwiedzają dzieci i mogą sami zapoznać się z miejscem, gdzie wysyłają swoje skarby. Mamie Natalii tak się spodobało, że została do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz