wtorek, 13 lipca 2010
Piąty dzień.
Kolejny dzień kanikuły, w związku z czym w dalszym ciągu nie ma mowy o eskapadach. Dzieci buntują się przeciwko tańcom w i zajęciom fizycznym w nieprzewiewanej sali, która i tak jest najchłodniejszym miejscem na obozie. Opiekunowie szukają konsensusu i w rezultacie zamiast ognistej samby tańczymy spokojnego walca angielskiego, a Pani Zosia postawiła na rozciąganie, rezygnując z ćwiczeń siłowych. Woda w basenie osiągnęła 29 0C i dzieci korzystają do woli, co zaostrza ich apetyt. Na obiad była zupa ogórkowa i spaghetti do wyboru: bolognese lub carbonara. Wszystko zostało spałaszowane w zastraszającym tempie, w celu jak najszybszego powrotu do wody i na trampolinę. Po kolacji, ku niezadowoleniu niektórych jednostek, Pan Bartek wymusił kąpiel z użyciem mydła, zaś szczęśliwcy, którzy przeszli ten proceder mogli zejść do sali na karaoke. Bawiliśmy się świetnie, szkoląc kunszt śpiewacki, aby dobrze wypaść w studio przy nagrywaniu wspólnej płyty. W tym momencie wszyscy obozowicze leżą już w łóżkach, utulani do snu wiatrakami i chłodnym nocnym powietrzem, wpadającym przez otwarte na oścież okna i tylko uporczywe nawoływania derkacza nie pozwalają nam zapomnieć, że nie jesteśmy w raju!
Wpis Hani i Ewy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz