czwartek, 29 lipca 2010


Ósmy dzień.
Nareszcie przestało lać i po pochmurnym początku dnia, z przelotnymi deszczykami, robiło się coraz ładniej a wieczór wynagrodził nam ostatnie mokre dni. Lipcowy wieczór, cichy, kolorowy, ciepły, świerszczowy.
Pierwszą połowę dnia poświęciliśmy na poszukiwanie tropów zwierzęcych w lesie. Po znalezieniu zalewa się taki trop gipsem i gdy gips zastygnie, mamy pamiątkę z wakacji wykonaną do spółki z mieszkańcem lasu. Niestety poszukiwania nie były zbyt owocne. Teoretycznie, koło domu mamy szansę znaleźć ślady bytowania dzika, wilka, jelenia, daniela, borsuka, lisa, rysia i sarny, a praktycznie znaleźliśmy tylko sarny. Jutro gips zostanie zabrany z lasu i zobaczymy jak wyszło. Las, na skraju którego mieszkamy jest schronieniem dla wielu zwierząt, ale trudno je zobaczyć podczas wakacji. Omijają dom szerokim łukiem stroniąc od hałasu, jaki robi grupa. Po wyjeździe dzieci, wystarczy kilka dni i wszystko wraca do naturalnego stanu. Przez okna widzimy naszych leśnych sąsiadów, niekiedy w bardzo bliskiej odległości. Najbardziej pamiętna była wizyta watahy wilków w 2003 roku. Przyszły wiosną i dawały się obserwować wielokrotnie w różnych sytuacjach. Ich respekt do naszego gospodarstwa malał z każdym miesiącem. Pod koniec sierpnia, gdy zwoływały się przed zimą, wycie słychać było w domu przy zamkniętych oknach i drzwiach. Dzieci przebywające wtedy u nas nie miałyby zapewne ochoty na chodzenie z gipsem po lesie i zapamiętają to zdarzenie na długo. Poszły późną jesienią, albo na początku zimy, pozostawiając po sobie pozbawiony zwierzyny las. Minęło prawie dwa lata zanim sarny znów stały się codziennym widokiem.
Po obiedzie mogliśmy w końcu bawić się w plenerze a wieczorem było ognisko, mocno rozśpiewane i wesołe. Nim zrobiło się ciemno, dzieci ułożyły z miseczkowych świeczek duży napis PIEKŁO 2010. Po zapaleniu nocą robił duże wrażenie.
Miałem zamiar napisać cos o pewnym diabełku, który próbuje nami rządzić, ale pomyślałem, że może jeszcze za wcześnie na poruszanie tego tematu. Jak znów pokaże rogi, to jakoś go w blogu upamiętnimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz