wtorek, 6 lipca 2010

Spóźniony dzień dziesiąty ( internet nawalił)

Dziesiąty dzień.
Wczorajsze deszczowe popołudnie i wieczór nie wróżyły dobrej pogody na poniedziałek. A to właśnie dzisiaj była ona potrzebna. W planach była wspinaczka na skałkach koło zamku Kamieniec w Odrzykoniu. Po mglistym poranku zrobiło się wystarczająco pogodnie aby nie zmieniać planów.
Raz na jakiś czas decydujemy się na te zajęcia i dla wielu osób ą one bardzo atrakcyjne i wyczekiwane. Większość naszych podopiecznych styka się ze wspinaczką po raz pierwszy właśnie u nas i reakcje są przeróżne. Wielka ciekawość dominuje nad strachem, słabość fizyczna ustępuje woli wejścia jeszcze wyżej, a tam często następuje kompletne osłabienie wspinacza i nadchodzi faza lęku, kiedy aby zjechać na dół, trzeba stanąć wbrew naturze, plecami do przepaści i odchylić się do tyłu…….Tym większa chwała tym, którzy potrafią przełamać obawy i współpracować wykonując precyzyjnie polecenia instruktora asekurującego z dołu. W minionych latach zdarzyło się też, że trzeba było zjechać do delikwenta, wpiąć go do siebie i zwieźć na dół, bo uczepił się rozpaczliwie jakiegoś zbyrka i nie reagował na bodźce. Sadzę, że dla wielu dzieci te kilkanaście minut w skale jest najbardziej intensywną próbą jakiej były poddane. Wszystkie siły i zmysły są zaangażowane, ziemia daleko, mama jeszcze dalej, ręce bolą a wszyscy patrzą. Dla nas – opiekunów, też jest to dzień próby. Przeżywamy stres na równi z dziećmi zwielokrotniony przez ich liczbę, zachowując beztroski uśmiech i stwarzając pozory wyluzowanego i znudzonego. Może zdjęcia oddadzą choć część emocji jakich doznaliśmy wszyscy.


2 komentarze:

  1. wow :) ja sama bym dygała i nie koniecznie reagowała na bodźce zewnętrzne a co mówić dzieciaki - dzielne zuchy!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja raczej na dole przestałabym reagować na jakiekolwiek bodźce co by się na górze nie znaleźć ha ha :-)

    OdpowiedzUsuń