niedziela, 25 lipca 2010

Czwarty dzień.



Niedziela jest zwykle wolna od zajęć i staramy się dać dzieciom więcej swobody niż w tygodniu. Tak więc pobudka jest pół godziny później (9.00). A propos pobudki , podczas którejś z kontroli przeprowadzonych przez inspektora Kuratorium Oświaty i Wychowania, pan kontrolujący nie mógł uwierzyć, że pobudka jest o 8.30 i nawet próbował ingerować w nasz plan dnia – zupełnie nie wiem dlaczego. Pozostaliśmy przy swoim. Od rana leje, niekiedy bardzo intensywnie i cały dzień spędziliśmy pod dachem. Po śniadaniu (tradycyjnie jajecznica w trzech wersjach) część dzieci pojechała do kościoła a resztą zajęliśmy się na miejscu. Grupa kościelna miała premię w postaci wizyty w sklepie, co nie jest u nas łatwe ze względu na duże oddalenie domu od wszelkiej cywilizacji. Oprócz tańców, pozostałe zajęcia odbyły się jak w zwykły dzień, czyli była i gimnastyka i zajęcia plastyczne, i ćwiczenie piosenek. Jak przypuszczałem, znaleźli się następni chętni do wzięcia udziału w nagraniu. Jakoś przetrzymaliśmy bez wychodzenia z domu, ale jutro nagromadzona w dzieciach energia będzie musiała znaleźć ujście w większej dawce ruchu.
Wychodzimy z pierwszej fazy pobytu, którą można nazwać „oswajaniem”. Dzieci zadomawiają się i z każdą godziną, nawet te najmniej odporne, czują się coraz pewniej. Druga faza, gdzieś pod koniec pierwszego tygodnia, to początek widocznych nowych relacji pomiędzy obozowiczami. Wpływ tego zjawiska na samopoczucie jest nie do przecenienia. Często nowa znajomość mocno pochłania dziecko i przysłania emocjonalne rozterki i tęsknotę za domem. W tym czasie grupa zaczyna się dobrze ze sobą bawić – jeśli zaczyna. Zazwyczaj tak jest, ale czasami jest gorzej a czasami lepiej. Taki wzorcowy model nazywamy rodzinką i jeśli uda się ją stworzyć, atmosfera jest fantastyczna. Bywa też, że pojawiają się jakieś antypatie, dużo czasu poświęcamy na wyeliminowanie tego, na szczęście rzadkiego, zjawiska. Trzecia faza to ostatnie dni pobytu, kiedy Piekło okazuje się miejscem bezpiecznym i przyjaznym, dzieci otwierają się w pełni i kiedy są już jak u siebie ,….wtedy trzeba wyjeżdżać. Czwarta faza zarezerwowana jest dla wielokrotnych bywalców, oni wiedzą gdzie najlepiej się zaszyć, aby mieć spokój, gdzie są najciekawsze książki, kiedy można korzystać z komputera, grać na instrumentach lub obejrzeć coś w TV. Oni już są w pełni u siebie.
Z gorszych wiadomości, dzisiaj pojawiły się jakieś wulgaryzmy (rzucone retorycznie, bezadresowo), które już chyba nie mają szansy się powtórzyć.
Ostatnim akcentem dnia był koncert Grupy Mocarta – niestety z płyty – jako ukulturalniająca przeciwwaga do w.w. Dzisiaj zziębnięte i przemoczone świerszcze nie grają dzieciom do snu, zastępuje je szum deszczu i bębnienie spadających kropel.

3 komentarze:

  1. O co chodziło inspektorowi z tą pobudką? Za wcześnie czy za późno?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wg inspektora o 8.30 dzieci powinny być dawno po rozruchu porannym, apelu i odśpiewaniu hymnu obozowego :-O

    OdpowiedzUsuń